Manipulacje procesem wyborczym – jak długo jeszcze tej patologii ?
Konstytucja RP z 1997 roku, będąca źródłem naszych praw pisanych i ich gwarantem, w ar Art. 4. stanowi:
- Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu.
- Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio.
Utrwalona przez przepisy niższego rzędu (ustawy) praktyka sprawowania władzy i konstrukcja państwa w sposób jednoznaczny gwałci powyższe zasady konstytucyjne, co w konsekwencji musi doprowadzić do niepokojów społecznych.
Bezpośrednie sprawowanie władzy przez Naród, przejawiające się w takich formach jak referendum, weto obywatelskie czy obywatelska inicjatywa ustawodawcza nie funkcjonuje. Wola obywateli w tym zakresie jest cenzurowana przez partię polityczną, która w sposób nieuprawniony, uzurpatorski, sprawuje władzę, nie mając ku temu legitymacji Narodu.
I tak, obecnie sprawująca władze w Polsce partia PiS, uzyskała w wyborach 18,5% głosów wyborców, uprawnionych do głosowania. Należy tu zwrócic uwage na Art. 11 Konstytucji: „…Partie polityczne zrzeszają na zasadach dobrowolności i równości obywateli polskich w celu wpływania metodami demokratycznymi na kształtowanie polityki państwa. Wpływanie na kształtowanie polityki państwa to nie to samo co sprawowanie władzy, w skrajnych przypadkach niepodzielnej (zarówno Parlament – władza ustawodawcza, jaki i rząd – władza wykonawcza w rekach jednej partii) jak i dyktatorskiej, gdzie wódz partii decyduje praktycznie o wszystkim, co w obiegowej opinii jest określane jako „naczelnik państwa”.
Naród polski nie ma możliwości sprawowania władzy również przez swoich przedstawicieli z powodu całego ciągu manipulacji wyborami, które są usankcjonowane Kodeksem Wyborczym, jawnie sprzecznym z literą i istotą Konstytucji, i tak:
- Obywatel nie ma możliwości, by samodzielnie, czy nawet z woli lokalnej społeczności, ale bez aprobaty rządzących partii, mógł zostać posłem lub senatorem. Pomimo zapisu Art. 100, pkt 1 Konstytucji: „Kandydatów na posłów i senatorów mogą zgłaszać partie polityczne oraz wyborcy”, zapis ten jest martwy! Powodem są progi i bariery wprowadzone Ordynacją Wyborczą, a dowodem fakt, że na przestrzeni ostatnich 30 lat żaden komitet wyborczy wyborców nie wprowadził do Parlamentu żadnego swego przedstawiciele, mimo ogromnej aktywności wyborców w każdych wyborach.I tak, żeby przysłowiowy Kowalski mógł zostać posłem z komitetu obywatelskiego musi:
-
Wystawić kandydatów w 41 okręgach wyborczych w liczbie podwójnej mandatów do Sejmu, czyli 920 osób. Wynika to z progu wyborczego, który eliminuje z podziału mandatów te komitety, które w skali całego kraju nie uzyskały 5% głosów wyborców. W rezultacie na naszego Kowalskiego, 920 osób w całym kraju musi pracować, w pozyskiwaniu sympatii wyborców.
-
Zebrać w skali kraju ponad 200 tys. podpisów poparcia list kandydatów (41 okręgów po min. 5000 poprawnych podpisów). Teoretycznie Ordynacja Wyborcza dopuszcza zbieranie podpisów tylko w 21 okręgach; w praktyce jest to pułapka, ponieważ nie ma pewności na ich zebranie w wyznaczonych okręgach, i w wyznaczonym terminie, więc ta akcja powinna trwać w całym kraju, tym bardziej, że jest to początek promocji komitetu i kandydatów.
- W kodeksie wyborczym (ustawa z dnia 5 stycznia 2011 roku), zapisano jedynie dla komitetów wyborców swoista pułapkę. Otóż 1 art. 101 § 2 stanowi, że rozwiązanie komitetu następuje z mocy prawa, jeśli liczba założycieli komitetu zmniejszy się poniżej 15 członków! Zapis wyjątkowo nieprecyzyjny i nie jednoznaczny, co Państwowa Komisja Wyborcza skrupulatnie wykorzystuje do likwidacji takiego Komitetu, co w jaskrawy sposób pokazuje sytuacja, jaka miała miejsce w związku z likwidacja KWW 1Polska – Ruch Oddolny! Wystarczy bowiem, że ta jedna, 15-ta z kolei osoba, zapisana w PKW jako założyciel, wyrazi swoją wolę braku poparcia, niezależnie od przyczyn i powodów, by zniweczyć wolę tysięcy ludzi – nie tylko faktycznych założycieli komitetu, ale również tych zaangażowanych w przygotowaniu do wyborów. Brak precyzyjnych przepisów rodzi w sposób naturalny różnego rodzaju ich interpretację, ale to PKW powinna stać na straży praw obywatelskich; wszak to organ państwowy, a nie prywatna agencja na usługach rządu! Tak więc nie byłoby naruszenia prawa, gdyby PKW po uzyskaniu takiej informacji raczyła była zawiadomić pozostałych 14 wpisanych do rejestru założycieli o takim fakcie, wraz z zapytaniem – czy jest was więcej, bo jeśli nie, to komitet musi zostać rozwiązany. Na domiar złego tysiące ludzi zbierających podpisy i tworzących listy kandydatów nie miałoby zielonego pojęcia o „rozwiązaniu komitetu z mocy prawa”, gdyby nie informacja przekazana w filmie na youtube, na kanale „PodziemnaTV”!? Jakby tego było mało, to na liczne interwencje pozostałych założycieli, PKW odmówiło nawet informacji na temat ilu członków wycofało swoje poparcie i kto to uczynił! To jawna dyskryminacja komitetów wyborców, tym bardziej w świetle przepisu art. dotyczącego komitetu koalicyjnego partii politycznych. Otóż, wycofanie się koalicjantów w takiego komitetu nie rodzi skutków prawnych, a więc jest to nierówne traktowanie podmiotów.
- Rola Prezydenta w tegorocznych wyborach. Zgodnie z przepisami (nie mylić z prawem) Prezydent mógł ogłosić wybory już 15 lipca, by właśnie wyborcom, nie zorganizowanym w spółki zwane partiami, dać możliwie dużo czasu na przygotowanie się do wyborów, w szczególności na zbiórkę podpisów. Zrobił wręcz przeciwnie, ogłaszając wybory miesiąc później, ograniczając czas przygotowań praktycznie do 20 dni! Argumentując przy tym obłudnie, że to dla dobra Polaków, że niby potrzebujemy spokoju, uśpienia i braku aktywności, aby wypoczywać na wakacjach, cieszyć się 500+, wyprawką+, nowymi połączeniami +…, tylko czekać na weekend +, czyli „kszynka piwa” i kilo kiełbasy wyborczej per capita.
- Rola PKW w manipulacjach wyborczych. Data wyborów, choć jeszcze nie ogłoszonych przez Prezydenta, znana była Państwowej Komisji Wyborczej już pod koniec lipca, wraz z kalendarzem wyborczym. Niepojęte jest dlaczego w PKW zmieniono druki i formularze związane z wyborami, udostępniając je dopiero po 15 sierpnia. Wprowadziło to sporo zamieszania i praktycznie zniweczenie wcześniej przygotowywanych dokumentacji, co dla komitetów wyborców miało duże znaczenie.
- Rozpoczęcie kampanii wyborczej dla komitetów wyborców jest możliwe i prawnie usankcjonowane z chwilą rejestracji komitetu, kiedy staje się on podmiotem prawa. Jest to istotna dyskryminacja w stosunku do partii (rozumiem tu partie niejako „zawodowe”, rządzące lub opozycyjne, finansowane z naszych podatków), które wprawdzie nieformalnie, ale faktycznie, prowadza swoją kampanię praktycznie od zakończenia poprzednich wyborów. W myśl zasady, że „zdobytej władzy nie oddamy”, przez całą kadencją trwa jej promocja, czyli pranie mózgów poprzez prasę, telewizję, spektakle, imprezy itd., itp. Taka ‘władza’ nie koncentruje się na rozwiązywaniu ludzkich spraw, ale na własnym wizerunku. Natomiast prawdziwa władza sprawowana jest gdzieś zza kurtyny.
- Zbiórka podpisów poparcia dla kandydatów to następny rozdział patologii procesu wyborczego. Okazuje się bowiem, że partie rządzące problemu tego nie mają, chociaż w powszechnej opinii jest fakt, że w przeciwieństwie do komitetów wyborców, nie widać, by podpisy takie były zbierane. Bo nie muszą. Cała struktura urzędnicza jest doskonałą maszynką do zbierania podpisów i chociaż prawo zabrania takiej metody, jest ona stosowana. Ponadto coraz częściej słyszy się o swoistym mobbingu podczas zbierania podpisów, zarówno poparcia dla.., jak i zakazu udzielania takowego konkurencji.
- Wymagane przez PKW ilości zebranych podpisów sa absurdalne i niczemu nie służą. Przypomnę – ponad 200 tysięcy dla jednego komitetu do Sejmu! Do Senatu jeszcze więcej, bo gdyby w każdym jednomandatowym okręgu wyborczym był tylko jeden kandydat, to również trzeba zebrać 300 tys. (100 okręgów x 2000 podpisów plus 1000 podpisów na zarejestrowanie kandydata). A zwykle jest kilku kandydatów z okręgu. Na te patologie nakładają się durnowate przepisy RODO, które paraliżują wolną wolę tych osób, które znają restrykcje tej ustawy, ale jeszcze bardziej tych, którzy domniemają, jakie to straszne skutki może wywołać ujawnienie swych danych osobowych, a w szczególności PESEL-u.
- Finansowanie kampanii wyborczej to kolejna dyskryminacja komitetów wyborców. Partie polityczne dysponują znacznymi pieniędzmi, które pochodzą z naszych podatków, szastając nimi bez opamiętania i jakiejkolwiek refleksji. Kraj, jak długi i szeroki zostanie zaśmiecony bilbordami, plakatami, ulotkami, które do świadomości wyborców nie wnoszą niczego. Poza twarzą z plakatu i nazwiskiem, obok logo partii. W konfrontacji z partią nasz bohater, Kowalski – ma przerąbane. Sam musi zebrać jakiekolwiek fundusze na kampanię, które nie dość ze są ograniczone kwotowo, to jeszcze co do zasady ich pochodzenia. Otóż, jeśli przykładowy Wiśniewski chciałby wesprzeć naszego Kowalskiego, to może uczynić tylko z własnego, prywatnego konta bankowego. Nie ma zatem możliwości odpisu podatkowego ani tym bardziej wliczenia w koszty prowadzonej działalności. Innymi słowy państwo wymusiło na Wiśniewskim datek na koszty kampanii wyborczej partii władzy, ale nie pozwala na podobne finansowanie Kowalskiego!
- Media to dziś są czwartą władzą w Polsce. To one w znacznym stopniu kształtują nasze postawy, poglądy, myślenie, postrzeganie rzeczywistości, czyli robią tzw. „pranie mózgów”, co przekłada się na nasze wybory. Nie jest tajemnicą, że na całym świecie wybory wygrywa ten, w czyim ręku są środki masowego przekazu, a zwłaszcza telewizja. Większość polskojęzycznych mediów jest własnością korporacji zagranicznych, a nieliczne – tubą partii panującej. I chociaż komitety z listy krajowej maja teoretycznie równy dostęp do mediów głównego nurtu, to jednak partia rządząca ma ten dostęp praktycznie nielimitowany.
- Sondaże wyborcze są rzekomo rezultatem badań preferencji wyborczych. Należy pamiętać, że każde badanie, a badania społeczne w szczególności jest obciążone oczekiwanym wynikiem przez badającego. Badający nieświadomie wpływa na wynik badań. W zależności od zlecających wyniki sondaży sa różne, znacznie odbiegające od rzeczywistości, lecz z czasem zbliżają się do faktycznego wyniku głosowania. W rezultacie sondaże to mechanizm presji na określone zachowania wyborców w dniu głosowania. Wahający się wyborca stara się podążać za głównym stadem, więc jeśli sondaże wskazują, że prowadzi jakaś partia „Z”, to staje się powoli jej zwolennikiem.
- Okręgi wyborcze, ich wielkość i zasięg terytorialny to również element manipulacji wyborcami, choć mający znaczenie głownie w wyborach samorządowych. Aktualna władza wie i rozumie jak wytworzyć okręgi wyborcze, by z jednej strony wybierano „swoich”, a z drugiej pozbawiano szans konkurencji. Wystarczy bowiem w problematycznym okręgu wystawić na słupa osobę o zbliżonym profilu do konkurenta, by rozbić głosy poparcia dla niewygodnej osoby. W wyborach parlamentarnych taką „krecia robotę” pełnią różne partie i partyjki, tworzone na takie właśnie potrzeby.
- Komisje wyborcze. Powszechnie panuje takie przekonanie, że „nie jest ważne, jak kto głosuje, ważne jest kto liczy głosy” i przekonanie o fałszowaniu wyniku głosowania, kierowane jest przeciwko komisjom wyborczym. Nic bardziej mylnego, takie przekonanie mogło mieć miejsce w czasach Stalina. Co nie znaczy wcale, że w komisjach wyborczych nie ma nieprawidłowości; owszem są! Są one najbardziej widoczne a w rezultacie przedmiotem wielu protestów wyborczych, mających swój finał w sądach. Nie są to jednak działania ukierunkowane w większej skali i chociaż w wyborach samorządowych mogą i często mają wpływ na ich wynik, to w parlamentarnych nieprawidłowości w komisjach wyborczych nie odgrywają raczej większej roli.
- System informatyczny stwarza największe zagrożenie dla prawidłowości wyników głosowania. Tu można zrobić praktycznie wszystko, mając klawiaturę komputera i dostęp do danych, czyli hasła. Dla zagmatwania sprawy uknuto nawet newsa o „ruskich serwerach”, które miałyby wpływać na wybory w Polsce. Lecz to nie o serwery chodzi, a o tych, którzy tworzą i analizują dane i dostają za to kasę od zleceniodawcy. I nie jest ważne, czy sa to Rosjanie, prusacy czy Eskimosi; kto zamawia muzykę, ten żąda jak ma grac. I choć teoretycznie jest to do sprawdzenia, nawet uczniowi szkoły średniej na swoim domowym komputerze – nikt dotąd nie sprawdzał prawidłowości wyników, a nawet gdyby – to co? „Niezawisła władza” sądownicza tego wyniku nie podważy, mimo oczywistych faktów. Właśnie dlatego, że jest niezawisła!
- Podział mandatów metodą D’Hondta jest ukoronowaniem całego przedstawionego powyżej procesu manipulacji wyborami, wyborcami i hipokryzji w podziale mandatów. System jest tak wymyślony, że najwięcej z tortu do wspólnego podziału, bierze ta partia, która uzyska najwięcej głosów. Innymi słowy kradnie tę cześć tortu, która do niej nie należy. Kradnie tym, którzy znaleźli się poniżej progu wyborczego i którzy by chcieli choć odrobinę, choć na otarcie wylanego potu i łez powąchać tego smaku…, niestety, poszli won, tort jest nasz. I teraz uwaga: im więcej małych komitetów i komitecików weźmie udział w wyborach i pozbiera głosy od niezadowolonego elektoratu, który by nigdy nie zagłosował na rządzące partie, tym lepiej dla partii rządzącej, bo przy podziale mandatów to ona i tak przejmie głosy wyborców, którzy głosowali przeciwko niej. Niech nie dziwi zatem mnogość małych partii, które wydawać by się mogło, nie maja znaczenia. Owszem, mają. Bo po pierwsze stwarzają pozory demokracji, a po drugie działają na korzyść partii władzy. No i w reszcie utwierdzają polski Naród w przekonaniu, że i tak nic się nie da zrobić. I tak w wyborach 2015 roku zarządzająca nami partia PiS uzyskując 18,5% głosów od uprawnionych wyborców, zawłaszczyła sobie ponad połowę wspólnie upieczonego tortu, czyli większość parlamentarną! Tak działa metoda D’Hondta przy ustalaniu „władzy”. A ponieważ metody te są doskonale znane i rozpracowane, Tajna Grupa Władzy w Polsce jest w stanie z matematyczna precyzją ukształtowac oczekiwany wynik wyborów. Wola wyborców jest czystą iluzją.
- Protesty wyborcze są coraz powszechniej normalnym zjawiskiem towarzyszącym wyborom. Ich finał często ma miejsce w sądach, które oczywiście, chociaż uznają zasadność protestu, orzekają, że wnoszone nieprawidłowości nie mają wpływu na wynik wyborów. Społeczne niezadowolenie jest kanalizowane, problemy zamiatane pod przysłowiowy dywan. Tyle tylko, że nagromadziło się ich już tyle, że zaczynają cuchnąć.
Reasumując:
to, co dzisiaj próbuje nam się sprzedać, to nie ma nic wspólnego z demokratycznymi wyborami. Wybory jawią się jako jakiś ogólnopolski piknik ludowy w którym my, uczestnicy licytujemy się kiełbaskami wyborczymi, przepłaconymi zresztą za nasze pieniądze. Natomiast gdzieś, za naszymi plecami, za kurtyną, odbywa się przetarg na wyłonienie partii – Spółki z nieograniczona nieodpowiedzialnością, która w imieniu i na rzecz naszego okupanta – ponadnarodowych korporacji, mafii, służb i lóż – będzie zarządzać i kontrolować zasoby ludzkie i naturalne polskiej ziemi i polskiego Narodu.
Jednakże prawdziwym zagrożeniem dla „Systemu Władzy i Nadzoru” jest spontaniczny, oddolny ruch obywatelski, bez centralnego sterowania, bez wodzów i wataszków, ale oparty o cele, zasady i wartości. Ponieważ jesteśmy jednym z niewielu narodów, który w granicach swego państwa jest jednolity w sferze kultury, religii, obyczajowości, jesteśmy w stanie w miarę sprawnie zidentyfikować te cele, zasady i wartości, a wokół nich zorganizować sprawne i nowoczesne państwo. Do tego nie potrzeba nam niczego więcej, jak woli wspólnego działania, wzajemnego szacunku i świadomości budowania domu wspólnego – Ojczyzny.
Jan Sposób
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.