Znaleziono pieniądze na świecące pustkami szpitale polowe....znaleziono pieniądze na
podwyżki i premie dla urzędników ministerialnych ...znaleziono pieniądze na zakup nieprzetestowanych szczepionek...znaleziono pieniądze na sfinansowanie niezliczonych akcji policyjnych wymierzonych przeciwko protestującym...znaleziono pieniądze na podwyżki dla funkcjonariuszy .......znaleziono pieniądze na dodatki dla lekarzy za wpisywanie diagnozy „covid” ....znaleziono pieniądze na zakupy respiratorów od handlarzy broni i instruktorów narciarskich...znaleziono pieniądze na zakupy w Chinach....
Nie znaleziono na zabezpieczenie podstawowych potrzeb pacjentów.
".....
PRZERYWAM MILCZENIE
Chcę opisać fatalne warunki dzieci onkologicznych w Wojewódzkim Szpitalu Dziecięcym w Olsztynie.
Od roku dzieci onkologiczne nie mają własnego oddziału. Siedzimy „kątem” na Oddziale Rehabilitacji. Jesteśmy czasami przeganiani nawet po dwa razy dziennie jak „bydło” z sali do sali, żeby „upchnąć” kolejne dziecko. W wąskich salach po 3 czasem 4 łóżka. Dzieci + rodzice = 8 osób na sali. Rodzice śpią z dziećmi bo nie ma gdzie rozłożyć polówki. Do tego wszystkiego nawet po dwa wieszaki z pompami na dziecko. Pielęgniarki muszą przeskakiwać przez śpiących rodziców, żeby dostać się do pompy. Mama przez wiele dni spała ze swoją 14 letnią córką „w nogach”
Dlaczego nasze dzieci i my rodzice jesteśmy tak upokarzani
Pani Piskorz-Ogórek, czyżby dlatego, że nie jesteśmy tak dochodowym oddziałem, jak np. Chirurgia Szczękowa
Nie mają tu warunków do pracy również lekarze. Wszyscy siedzą „na kupie” w niedużym pokoju. W bałaganie. Stercie rzeczy i pakunków na podłodze, które trzeba omijać. Dlaczego lekarze onkologii dziecięcej pracują w tak podłych warunkach
Panie pielęgniarki – podziwiam i szanuję za to, że zostały z naszymi dziećmi, że jeszcze stąd nie pouciekały. Nie mają tu żadnych warunków do pracy, chaos i brak organizacji. Ale jak tu można co kolwiek zorganizować w takich warunkach
Tak ważne leki, jak cytostatyki. W takich warunkach nie trudno o pomyłkę. Od rana zgiełk, wrzask, harmider, bieganina.
Od godziny 8 do 15 w zabiegowym wykonywane są punkcje i biopsje naszym dzieciom.
Z zabiegowego wydobywają się nieludzkie wrzaski i wycie małych pacjentów, bo te zabiegi wykonywane są na „żywca”.
Dlaczego Bo szybciej, taniej, wygodniej, bo nie trzeba sali operacyjnej, anestezjologa. Zapłakany rodzic albo stoi pod drzwiami i słucha jak jego dziecko wyje z bólu, błaga, żeby mu tego nie robić, a jak jest bardziej silny psychicznie to jest z dzieckiem i trzyma go za rączki żeby się nie poruszyło.
Byłam z moim dzieckiem przy każdej punkcji i biopsji. Bo nie wyobrażam sobie żeby miało mnie przy nim nie być. Cierpiałam razem z nim, trzymałam go za rączki. Łzy lały mi się jak grochy. Nigdy nie zapomnę, jak moje dziecko krzyczało „błagam nie róbcie mi tego, proszę już nie, proszę nie tak głęboko”. Trauma pozostaje do końca życia
Przy wykonywaniu punkcji lędźwiowej dziecko jest wygięte i przytrzymywane przez pielęgniarkę, najlepiej taką największą która się na nie kładzie, żeby dziecko się nie poruszyło.
Pamiętam, jak moje dziecko we wrześniu zeszłego roku w Ośrodku Przeszczepowym we Wrocławiu miało wykonywaną biopsję szpiku. Przed zabiegiem zapytałam czy będzie to w znieczuleniu miejscowym czy ogólnym. Pani spojrzała na mnie że zdziwieniem „oczywiście że w uśpieniu, my tu nie męczymy dzieci, pani dziecko będzie spało i nic nie będzie czuło”. Poczułam ogromną ulgę.
Tyle się mówi o tym, żeby nie męczyć zwierząt. A co z naszymi dziećmi, które i tak są tak bardzo pokrzywdzone. Spędzają tyle miesięcy, lat w szpitalu, w niewyobrażalnym cierpieniu. Czy znajdzie się w końcu ktoś, kto zrobi z tym porządek
Wyjazd z dzieckiem na blok operacyjny czy pilną diagnostykę z łóżkiem to istny tor przeszkód. Przejazd jest niemal niemożliwy. Korytarz jest wąski a wzdłuż ścian stoją łóżka, łóżeczka, wózki inwalidzkie, prycze. Umęczeni fatalnymi warunkami lekarze, pielęgniarki, rodzice i w tym wszystkim nasze dzieci. Dlaczego onkologia od wielu lat jest pomijana. Przeszliśmy na oddział rehabilitacji podobno na chwilę a remont oddziału onkologii trwa już rok. Przez ten czas można szpital postawić
Szanowna Pani Piskorz-Ogórek dlaczego oddział onkologii, nasze dzieci są tak traktowane. Jesteśmy cały czas na szarym końcu we wszystkim.
Moje dziecko było w złym stanie. Mieliśmy wyznaczony termin badań kontrolnych we Wrocławiu. Zapytałam Pani Ordynator, czy można pobrać od Pawełka krew i wysłać do Wrocławia na badania, zamiast wieźć dziecko tyle kilometrów do Wrocławia. W odpowiedzi usłyszałam, że dyrekcja szpitala nie wyrazi zgody, bo Narodowy Fundusz nie zwróci szpitalowi za badania. Ile takie badania mogą kosztować, 200-300 zł? A ile jest warte życie ludzkie
Dlaczego moje dziecko w ciężkim stanie, po gastroskopii, gdzie były pobrane wycinki z przełyku, żołądka, z dwunastnicy, z krwotokiem wewnętrznym, po punkcji lędźwiowej, gdzie wymiotowało 15 razy krwią, zostało przewiezione na zwykłą salę. Moje dziecko dostało drgawek, straciło przytomność, a na sali nie było nawet tlenu. Mogłabym wymieniać tutaj szereg zaniedbań, ale przez wzgląd na to, iż to nie jest wina lekarzy za fatalne warunki na oddziale, tego nie zrobię. Moje dziecko leży na Intensywnej Terapii. Musiało dostać aż czterech ataków drgawek z utratą przytomności, żeby w końcu „zasłużyć” na godną opiekę.
Pani Piskorz-Ogórek, kiedy w końcu zakończy się remont Oddziału Onkologii
Kiedy w końcu nasze dzieci będą miały godne warunki leczenia?
Bo tu nie ma warunków ani do leczenia, ani do umierania.
Synku, walczę dla Ciebie, dla Bruna i dla innych dzieci onkologicznych.
Pawełek i Bruno, nasi bohaterowie, prawdziwi wojownicy leżą na jednej sali na Intensywnej Terapii.
Wiola Reszka
"..