Stare domy mają tę właściwość, że znikają niezauważalnie, zapadają sie w niebyt bez plusku, oddając ostatnie tchnienia wśród wilgoci i próchna.
Ów przetrwał i i sunął, niczym barka po rzece czasu. Inne - stroiły do skansenowych festynów , ten czekał cierpliwie na plan ratunkowy, swojego anioła- strażnika.
Zjawił się dnia pewnego.
Oznaczył numerami belki, by przenieść je w nowe miejsce, osadzić na nowym fundamencie, zacumować w nowej przystani.
Dom – arka. Nie popłynął pod prąd swojej natury, nie przywdział odświętnych powłok dla jakiejś innej doli wyznaczonej przez kształconych muzealników, lecz łagodnie poddał falującemu nurtowi dni, miesięcy, lat, bez lęku przed nimi i niespokojnych, podszytych pośpiechem rewitalizacji .
Wszystko w nim ułożyło się według klucza, zardzewiałego i powyginanego, jakie widuje się czasem w zamkach do przebrzmiałych wiejskich strof.
Dom niski, garbaty i nasączony mrokiem. Nie udający młodzika, oknem zamglonym zerkający na ogród, mający w sobie ową ciszę, spokój i stateczną powolność późnej pory pożniwnej.
Chylący się ku ziemi, adorujący życie, stał się najczystszą afirmacją codziennej krzątaniny, która po tamtych, pierwotnych i łagodnie zamilkłych - toczyła się od nowa wokół ścian, pod okapami.
Dom adoptowany, przygarnięty z miłością, oswojony.
Dom....
Mówić o nim "prywatne muzeum" , to, jakby zmieść plastikową miotłą ze ścian, podłóg i powały całe wersety pajęczyn, naruszyć rymy i rytmy nostalgicznej piosnki, która urywa się w pół słowa, niknąc za dziesiątym polem, za siódma rzeką, rozjeżdżoną piaszczystą drogą.
Jakieś "oj la, oj lala " które wyśpiewują naczynia, obrazki, wycinanki, rzeźbione anioły, błękitnookie Maryje, pęczki ziół, drewniane ptaki z drucianymi nogami.
Całą tę menażerię egzystującą pospołu w zdumiewającej harmonii, nazywał Gospodarz „zbiorami", i nie dotykał róży wciśniętej w załom framugi okiennej, przeczuwając zapewne, że kruchość zeschłych płatków jest dziełem doskonałym spiętrzonego czasu.
Właściciel był rzeźbiarzem. Miał szorstkie dłonie i delikatność kreślonych nimi w powietrzu gestów.
Dla każdego z pięciorga wnucząt wystrugał postaci świętych patronów i z ufnością uchylał drzwi do prywatnych przestrzeni swojej wiejskiej, nieskomplikowanej, niepodległej, w żelazie wykutej duchowości.
Adam Głuszek zmarł 18 lipca 2017 roku.
Pamięć o świecie Jego wyobraźni toczy się, jak drewniane koła wozu z pachnącym sianem, niczym tęskny kujawiak.
Potyka o miedze, o zagony, o wysokie progi niedościgłej prostoty.
Anna Miszalska-Gąsienica
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.