Nie umiem patrzeć na Powstanie Warszawskie z bezdusznym kalkulatorem w ręku tak jak wielu coraz częściej
czyni to każdego roku.
Ponad wszystkie kalkulacje cenię sobie pochylenie głowy przed brzozowymi krzyżami stojącymi nad grobami żołnierzy Parasola , Zośki i Rudego na warszawskich Powązkach czy też przed sylwetką małego powstańca na Starówce. Chylę głowę i męczy mnie pytanie, o co chodzi tym wszystkim, którzy co roku dokładają tylu starań, by powstańczy zryw utwierdził sie w naszej pamięci jako element nieprzemyślanej wojenki uprawianej przez podobno nieudolny polski rząd na emigracji.
Dość jasno z tych starań wypływa sugestia , że lepszym wyjściem dla zdeptanego przez dwóch wrogów – z zachodu i wschodu – narodu byłoby powitanie jednego z nich – tego ze wschodu - kwiatami i śpiewem...a temu z zachodu darowanie win i ustąpienie miejsca na mapie.
Tak, jakby istniał wybór między obozem koncentracyjnym w Oświęcimiu a podobnym na Syberii...jakby istniał wybór między siedzeniem na nodze od stołka na Pawiaku a miażdżeniem palców na Łubiance...między rozstrzelaniem przez hitlerowskie komando a rozjechaniem przez radzieckie czołgi ...między grabieniem polskich pałaców przez chciwych niemieckich notabli a wycieraniem butów płótnami wielkich mistrzów pędzla w wykonaniu ruskich sołdatów....
Uznając za słuszne wszystkie słowa klasyfikujące Powstanie Warszawskie w kategorii nieodpowiedzialnych decyzji politycznych jednocześnie należałoby stwierdzić, że podobnie nieodpowiedzialne ( bo w rezultacie nieskuteczne ) były – obrona Westerplatte, Poczty Polskiej, Helu oraz akcje majora Hubala, tysięcy partyzantów a między niepotrzebne wybryki należałoby wpisać zamach na Kutcherę czy wyprawę majora Pileckiego do oświęcimskiego obozu .
Obrona Warszawy w 1939 roku pochłonęła ponad 15 tysięcy istnień , ponad 35 tysięcy rannych i 12 % miejskiej zabudowy legło w gruzach. Czy to też należy uznać za „nieodpowiedzialną politycznie wojenkę „ ?............ Należało zatem oddać korytarz, przygotować wiązanki kwiatów dla najeźdźców i uznać kolejny, tym razem niemiecko-radziecki rozbiór Polski za nieuchronną konieczność historyczną ??
Ale przecież wytworem fantazji jest przekonanie, że oddanie wspomnianego korytarza zmieniłoby bieg zdarzeń ówczesnej historii Polski. Najwyżej mogłoby wyłacznie przesunąć datę uściśnięcia rąk przez Hitlera i Stalina o kilka dni. Dobrze znany był już fakt , że na pomoc tzw. Zachodu liczyć nie mogliśmy – wszak 12 września 1939 r. w Abbeville (na długo przed kapitulacja Warszawy i upadkiem Helu a tym bardziej przed rozgromieniem oddzialu majora Hubala) Anglia i Francja podjęły decyzje o wstrzymaniu Polsce wsparcia militarnego.
Dziwnym trafem w dalszym ciągu szeroko i powszechnie nawiązuje się do sanacyjnych zwyczajów , oskarża przedwojenny polski Rząd o tchórzliwą ucieczkę z kraju, przypisuje mu się brak odpowiedzialności za losy ludzi żyjących w okupowanej Polsce włącznie z bezrozumnym narażaniem ich życia poprzez nieprzemyślane rozkazy wydawane podziemnej armii i chętne korzystanie z komfortu bezpiecznych salonów Londynu. Nikomu, podczas wygłaszania owych oskarżeń, nawet nie przyjdzie do głowy zapoznać się z koncepcjami nowej, powojennej Polski, którą ten właśnie, rzekomo nieodpowiedzialny (w/g teorii tych, dla których patriotyczny zryw umęczonego narodu to powód do wstydu i bicia się w piersi) rząd opracowywał na lata po rozgromieniu niemieckiej zarazy. Gdyby miały szanse wejść w życie ustawy i projekty szykowane przez polskich emigracyjnych ministrów to Polska stałaby się jednym z najnowoczesniejszych państw ówczesnej Europy kompletnie wolnym od sanacyjnych zwyczajów. Powstanie Warszawskie mialo stanowić początek zmian, z jednej strony stanowić kres niewoli pod niemieckim butem a z drugiej - obronę przed nowym zaborem plynącym ze wschodu.
Gdy przyjrzymy sie potędze, na jaką porwali się powstańcy ruszając w Godzinie W do walki można się przerazić. Po stronie niemieckiej: oddziały 3 Dywizji Pancernej SS „Totenkopf”, 5 Dywizji Pancernej „Wiking”, 19 Dywizji Pancernej , Dywizji Pancerno-Spadochronowej „Hermann Göring”, Brygada SS „Dirlewanger”, Brygada Szturmowa SS RONA, 10 Brygada Artylerii Przeciwlotniczej, liczne oddzialy policji oraz wsparcie lotnicze niemieckiej 6 Floty Powietrznej Luftwaffe – w ciagu 63 dni walki powstańcom przyszło zmierzyć się z 50-ma tysiącami , w wielu wypadkach zaprawionych w bojach , frontowców dysponujących czołgami, sześciolufowymi moździerzami rakietowymi kal. 300 mm i 380 mm, działami samobieżnymi „Grille”kal. 150 mm, minami samobieżnymi „Goliath”, eksperymentalnymi „Tajfun” oraz przenoszącymi 500 kilogramów trotylu samobieżnymi nosicielami ładunków wybuchowych, bombowcami nurkującymi oraz myśliwcami bombardującymi.
Po stronie powstańczej zaś do walki stanęło ok 28 tysięcy żołnierzy – mówi się, że w czasie całego Powstania przez powstańcze szeregi przewinęło sie do 50 tysięcy walczących. Słabością powstańczej armii było jednak uzbrojenie – wobec uzbrojenia regularnych niemieckich oddziałow frontowych powstańcy postawili : 3846 pistoletów, 2629 karabinów, 657 pistoletów maszynowych, 145 ręcznych karabinów maszynowych, 47 ciężkich karabinów maszynowych, 29 karabinów przeciwpancernych i granatników PIAT, 16 moździerzy i granatników, 2 działka przeciwpancerne; 30 miotaczy ognia, 43 971 granatówi ręcznychi, 416 granatów przeciwpancernych oraz 12 tys. butelek zapalających.
Stawiając po przeciwnej, niemieckiej, stronie choćby 1580 ton bomb zrzuconych na powstańcze pozycje wobec lekko ponad 1 tony materiałów wybuchowych posiadanych przez powstańców czysto księgowy bilans szans wydawał się być porażający.
A jednak Niemcy potrzebowali aż 63 dni na rozprawienie się z owym , podobno z góry skazanym na niepowodzenie i - według wielu komentatorów historii - politycznie nieuzasadnionym oraz lekkomyślnym wybrykiem. A to daje jednak pewne wyobrażenie o celu tej walki......o poczuciu jej potrzeby - niesprawiedliwie niedostrzeganym przez rosnące rzesze krytykantów - tkwiącym w powstańcu stawiającym visa z pięcioma nabojami w magazynku przeciw ciężkiemu karabinowi maszynowemu z przeciwka. ....Czy naprawdę można sobie wyobrazić, że to wyłącznie rozkaz Komendy Głównej kazał Polakom stanąć na barykadach na Starówce , drążyć przejścia kanałami i produkować w piwnicach butelki zapalające lub granaty ??
W Bitwie o Anglię Wielka Brytania wystawiła w początkowym jej okresie 700 samolotów i 140 pilotów przeciw całej potędze Luftwaffe wspartej pracującym pełną parą zbrojeniowym fabrykom Niemiec...Czy ktoś to uznał za politycznie nieodpowiedzialne mimo olbrzymiej różnicy sił ??..Nie!!..To była konieczność. W przeciwnym razie język angielski miał szansę zniknąć z mapy Europy. ...Ale Wielka Brytania miała tylko jednego wroga. Nie była miażdżona z dwóch stron. Nie była doświadczana wcześniejszą pacyfikacją ludności, zsyłkami za Koło Podbiegunowe, oficerowie jej armii nie byli mordowani strzałem w tył glowy nad wykopanym własnoręcznie dołem lub poddawani bestialskim przesłuchaniami na Łubiance czy Pawiaku. Żadne państwo ówczesnej Europy nie stanęło wobec takiej tragedii , jakiej przyszło stawić czoła Polsce...Słowacja, Węgry, Rumunia witały maszerujące kolumny okupanta kwiatami i śpiewem...Francja oddała Linię Maginota bez jednego strzału. Czy tego oczekiwali od Polski dzisiejsi krytykanci i zwolennicy coraz modniejszej teorii „nieodpowiedzialnej wojenki” ???..
Czy Warszawa miała, w/g tej teorii, przetrwać – tak jak Paryż – bez straty jednego budynku??....Gdy w 1945 nastapiło podpisanie bezwarunkowej kapitulacji Niemiec Jodl, szef sztabu Wehrmachtu pozwolił sobie na żart nawiązujący do tego, że Francja powinna podpisać ten akt po tej samej stronie , co on...Nikt nie zwrócił na ten szczegół uwagi, mimo, że w tym jednym zdaniu zawarte było tak wiele. I nikt , do dnia dzisiejszego, nie ośmiela się wykazywać braku odpowiedzialności czy też tchórzostwa lub oportunizmu Słowacji.. Rumunii a już tym bardziej Francji.
Tak Polska jak i Warszawa nie chciały schylić w 1944 roku pokornie głowy ..tak, jak nie schyliły jej w 1939, walcząc do końca.
Przybito , i Warszawę i Polskę, decyzjami politycznymi. Bo tak chciał przede wszystkim Stalin a świat i Europa bez wahania przymknęły na to oczy. Od połowy września 1944 na prawym, warszawskim, brzegu Wisły stacjonowały już oddziały I Armii Wojska Polskiego pod dowództwem gen.Berlinga. Poza kilkoma nieudanymi desantami nie uczyniono nic, by Warszawę uratować – wszak od grudnia 1943 roku obowiązywały już postanowienia z Teheranu. Zbędne stały się więc pytania o to, czy siły frontu radzieckiego mogły dotrzeć do walczącej stolicy wcześniej. Mimo wielokrotnie składanych deklaracji wsparcia wysiłków stolicy, Stalin już 6 sierpnia wydał rozkaz wstrzymania działań na kierunku warszawskim a NKWD zatrzymywało, rozbrajało i dokonywało aresztowań żołnierzy Armii Krajowej idących na pomoc walczącej Warszawie.
Zamieszanie spowodowane zdymisjonowaniem gen Berlinga, rzekomo odpowiedzialnego za nieudany desant Kościuszkowców na lewym brzegu a w rzeczywistości za wykonanie tego desantu wbrew intencjom Moskwy miało również uzasadniać bezczynność wojsk radzieckiego frontu na prawym brzegu Wisły. Przypadkiem w tym samym czasie 1sza Samodzielna Brygada Spadochronowa gen. Sosabowskiego, stworzona przede wszystkim z zamiarem wsparcia powstania na terenie Polski ( motto brygady – „najkrótszą droga do kraju „ ), zamiast do Warszawy skierowana została do walk w Operacji Market-Garden, w ktorej na skutek błędnych decyzji podjętych przez brytyjskich dowódców straciła ok. 25% stanu i została wycofana jako niezdolna do dalszej walki a jej dowódca, gen Sosabowski został zdymisjonowany za „nieuzasadnioną „ krytykę założeń operacji.
Wojska radzieckiego frontu potrzebowały jeszcze 4 miesięcy, by pokonać szerokość Wisły. Dopiero 17-go stycznia 1945 nastąpiła – cytując Jeremiego Przyborę – „defilada zwycięskich oddziałów maszerujących między dwoma milczącymi szpalerami widm. Wyległy one, niczym niema publiczność, na trybuny zwalisk i ruin, wzdłuż trasy przemarszu żołnierzy 'warszawskiej operacji'. Widma chłopców i dziewcząt z AK, wmieszane w tłumy mieszkańców, którzy byli wraz z bojownikami Warszawy jej obliczem i duszą, uśmiechem, rozpaczą i strachem. (...) parada wyzwolicieli, którzy już nikogo nie wyzwolili"
Gdy ów pochód wątpliwych wyzwolicieli maszerował ulicami , Warszawa praktycznie już nie istniała. Zwycięzców z czerwoną gwiazdą na sztandarach witały zgliszcza wypalonych domów i morze ruin, nie było wiwatujacych tłumów i dziewcząt z kwiatami rzucających się z radością w ramiona oswobodzicieli. Nadzieja umarła a na jej grobie zwycięzcy , starym zwyczajem, zaczęli pisać nowe karty historii wymazując z niej co tylko sie dało, aby udowodnić światu, że zgliszcza i śmierć zawdzięcza stolica swojej głupiej niepokorności i nieodpowiedzialnym zapędom do idiotycznych wojenek.
Zdziwiłby się Andrzej Romocki-Morro – który zginął , nomen omen , nie od niemieckiej kuli a , jak się podejrzewa, od przypadkowego strzału Kościuszkowców, gdy szedł ich witać z biało-czerwoną flagą w ręku - , gdyby usłyszał, że to Rząd na Uchodźstwie kazał mu stanąć z bronią na barykadach Starówki....zdziwiłby się Rudy, gdyby ktoś mu kazał przyznać, że to nie jego własna wola spowodowała, że zamienił książkę na Visa.... zdziwiłby się też rotmistrz Pilecki, gdyby ktoś zechciał mu wmówić, iż jego misja w Oświęcimiu była wynikiem nierozważnego rozkazu....zdziwiłoby się wielu powstańców, gdyby ktoś im rzucił w twarz, że „warszawskie dzieci „ poszły w boj pod przymusem dowódców z Londynu.
Dziś łatwo jest niektórym historykom tudzież przygodnym komentatorom głosić tezy o bezmyślności podjęcia trudu walki o tożsamość narodową w 1944 roku.....nie oni zaznali klimatu wyboru tamtych dni....nie czuli zapachu palonych ciał..nie patrzyli w twarz dwóm wrogom i nie wyrywano ich ze snu o 3 rano waleniem kolbami do drzwi...
I co z tego, że postanowienia z Teheranu znane były w dniu wybuchu powstania ??....że można było przewidzieć , iż nikt powstańcom nie pomoże. Co z tego, że liczyli na cud??......Poszli w bój, by walczyć o prawo do własnego życia. Tysiące młodych ludzi, którzy jeszcze 4 lata wcześniej marzyli nie o sławie bohaterów....ich celem było skończenie szkoły..chcieli być lekarzami, inżynierami, nauczycielami...Okrutna rzeczywistość przeznaczyła im jednak inną drogę.....drogę bez wyboru. Obudzili się pewnego ranka i .nie było już marzeń....poza jednym. Marzenie o wolności, o pozbyciu się jednego czy drugiego okupanta, przykryło wszystkie inne. 1 sierpnia 1944 roku był naturalną konsekwencją zdarzeń z wrześnią 1939. I nikt nie narzekał na niemądre decyzje polityków czy rozkazy dowódców. Wręcz przeciwnie , często te decyzje i rozkazy były wynikiem nacisku płynącego od samych żołnierzy.
Wiele państw i armii popełniało błędy w czasie tak wojny jak i pokoju. Wielka Brytania do dziś ma czego sie wstydzić , choćby za los swoich wojsk w Singapurze..Francja znamion kolaboranta nie zdejmie długo z czoła....Słowacja nie ma powodu podnosić głowy z powodu współpracy z hitlerowskimi Niemcami i wiele ..wiele ..innych państw, rządów i postaci ma powody do wstydu. Ale jakoś nie słychać słów „przepraszam”..nie słychać wyznania prawd. Tylko Polacy wyrywają się zawsze i wszędzie z krytyką własnych poczynań.....tylko Polaka stać na powiedzenie, że Powstanie to błąd sanacyjnych polityków a cały wysiłek ponad 400-tysięcznej Armii Krajowej w czasie okupacji to nieprzemyślane machanie szabelką. Chciałbym zobaczyć w odpowiedzi na te zarzuty taki europejski rząd..takiego dowódcę... który jednym dekretem zmusi tak potężną armię ochotników, by położyli na szali swoje życie w walce o tożsamość narodową,...by oddali swoje marzenia w zamian za niepewne jutro nasycone gwizdem nurkujących Sztukasów czy ryzykiem rozerwania przez granat w kanałach.
To nie rozkaz z Londynu sprawił, że wybuchło Powstanie. To Warszawa sama zachciała stawić czoła i odpłacić wrogom za butę i czelnośc zburzenia spokoju tak 1-go jak i 17-go września 1939 roku. I nikomu nic do tego.....ani politykom w Londynie ani fałszywym sędziom lansującym modny ostatnio model polskiej klęski. Ów model zawitał nad Wisłę 4 miesiące po zniszczeniu nadziei – 17-go stycznia wkroczyły do Warszawy nie tylko oddziały Armii Czerwonej.
Przyszła z nimi nowa moda na odmienne pisanie historii, wbrew logice i wbrew narodowi. Od tamtej pory aż po dziś, w wielu z nas tkwi przyzwyczajenie do szukania „karłów reakcji” tam, gdzie leży wyłacznie patriotyzm i poświęcenie...do przeinaczania faktów ..do wmuszania w ludzi nie ich myśli...
Nieustannie brzmią mi w ustach słowa dwóch polityków tamtych czasów :
Churchilla –
„ jedna jest tylko wskazówka, która pomaga narodowi
dotrzymywać słowa i wypełniać zobowiązania.
Tą wskazówką jest honor ”
i Józefa Becka, w przededniu wybuchu wojny –
„ My w Polsce nie znamy pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko
rzecz bezcenna w życiu ludzi narodów i państw. Tą rzeczą jest
HONOR"
Wypadałoby, zamiast bezmyślnie powtarzać cytaty sławnych ludzi, zastanowić się wcześniej, który z nich naprawdę wiedział, o czym mówi.
Wojciech Różański