KUĆ ŻELAZO PÓKI GORĄCE, czy CO NAGLE, TO PO DIABLE?
Nie jestem politologiem i niewielką mam w tej dziedzinie wiedzę. Zdaję sobie sprawę,
że polityka to sztuka układania się i kompromisów; że większe znaczenie ma „kto z kim i przeciw komu”niż „co”; że nie ma tu miejsca dla indywidualistów; że to gra, walka i ważniejsze jest nie kto używa rozsądniejszych argumentów, tylko kto głośniej krzyczy. Ja to wszystko wiem, bo to jest wpisane w system, zresztą nie od dziś i nie od wczoraj.
No wiem... A jednak co kilka lat daję się nabrać. Co kilka lat pojawiają się w polityce nowe twarze, nowe siły, które budzą nadzieje na zmianę. Tak, wszyscy lubimy łudzić się nadziejami, że ktoś wreszcie rozbije bile na stole, wbije czarną, zrobi game over i będzie można rozpocząć nową grę. Tylko że i tak za każdym razem okazuje się, że nie ma innego wyjścia – albo wpada cała albo połówka, niekiedy wleci biała, co na kilka chwil daje wrażenie zmiany. Ci, którzy podchodzą do stołu bilardowego po raz pierwszy, zapaleni szachiści, próbują wbijać figury szachowe, ale ponieważ słabo się toczą po zielonym płótnie, prędko wymieniają je na bile.
Za każdym razem, kiedy tworzy się jakaś społeczność, wyłaniają się przywódcy, którzy realizują swoje cele i szukają dla siebie miejsca w systemie. To się nazywa niszczeniem systemu od środka.
Nie jestem politologiem i może to dobrze, bo nie nauczyłam się politycznego myślenia, opartego na partyjnych podziałach, międzypartyjnych koalicjach, machaniu sztandarami itp. bzdetach, czyli igrzyskach, którymi politycy karmią społeczeństwo.
Nie wiem, czy tylko mnie przychodzą do głowy myśli, że czasami lepiej wycofać się z kandydowania do sejmu i na fali niezadowolenia społecznego stworzyć ogólnopolski ruch z silnym poparciem w regionach zamiast na chybcika budować reprezentację, która nie dotrwa do następnej kadencji.
Czy tylko według mnie nazwiska na listach kandydatów nowych inicjatyw społecznych powinny być starannie wyselekcjonowane i nie wbijać się w mechanizm lokomotyw (znane nazwisko na jedynce ciągnie listę), ponieważ przy dużym ruchu społecznym, w ordynacji proporcjonalnej ludzie głosują właśnie na logo. Znane politycznie nazwisko może stworzyć elektorat negatywny i stanowi cel przeciwników politycznych.
Czy tylko mnie wydaje się bezcelowe – jeśli zmierza się do sejmu i zmiany ordynacji – załatwianie naprędce jakichś interesów i interesików, burząc wizerunek kolejnego przedsięwzięcia, które mogło prowadzić do realizacji wyższych trwalszych celów?
Odnoszę wrażenie, że od wielu lat ci, którym udaje się wbić klinem między PO-PiSowe strefy wpływu, zachowują się tak, jakby szybko musieli załatwić, co się da, bo szczelina się zamyka i za chwilę pochłonie ich bagno partyjnej polityki. I kto wie, czy tak się rzeczywiście nie dzieje.
Szkoda tylko, że w tym krótkim czasie zdążają skompromitować nie tylko siebie, ale też ideę, zniechęcając przyszłych wyborców.
I nawet rozsądny człowiek zaczyna dumać, że może powinien przyjść trzeci gracz i tym razem zamiast stawać do gry w bilard, rozwalić im ten stół i zaprosić do szachów. Na zupełnie innych zasadach. Naszych zasadach.
Tyle że każdy wie, jak solidna jest konstrukcja takiego stołu.
Małgorzata Pawlak