„Wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy - Albert Einstein
Pracą dziecka jest zabawa. To w niej rozwija swe zdolności, tworzy nowe światy, równoległe rzeczywistości. Czy to obserwacja piąstki, czy gra terenowa – kreatywność jest potrzebą serca i umysłu.
W poszukiwaniu świątecznych prezentów dotarłam do dziecięcych rajów – pomiędzy różowe koniki i lśniące wozy strażackie. Uważam jednak, że najcenniejszym darem jest czas spędzony z dzieckiem na robieniu czegoś fajnego. Ruszyłam zatem w stronę zestawów kreatywnych. Oto przykład takiego zestawu: dwie szmatki przycięte w kształt jabłka z dziurkami na obrzeżach, wypełnienie, sznurek. Hm…Owszem, jest to zestaw „zrób to sam” i z pewnością kształci zdolności manualne, podobnie jak rysowanie szlaczków, pomaganie mamie w szyciu, czy składanie mebli z tatą. Ale co to ma wspólnego z kreatywnością? Prawdziwie kreatywny zestaw krawiecki wygląda tak: kawałek materiału, nożyczki, igła, nić. I nie kosztuje 40 zł. A jabłuszko do samodzielnego montażu – tak.
Doskonałym przykładem zabawek kreatywnych byłyby klocki, gdyby nie załączone do nich instrukcje wykonania samolotu, motoru czy domku. Na szczęście już po ich zbudowaniu, można rzeczony samolot zburzyć, a instrukcję bezpowrotnie zagubić.
Innym typem zabaw rozwijających wyobraźnię są gry, zapamiętane z krainy PRL-owskiego dzieciństwa, np. statki (drzewiej „okręty”), czy taboo (inaczej kalambury w wersji mówionej). Różnica między dawnymi a nowymi czasy polega na tym, że kiedyś brało się papier i potrzebne do gry rekwizyty tworzyło z wysuniętym jęzorem, zaś obecnie wyciąga się z portfela 70 zł i już. No ale dalej już jest twórczo i radośnie, więc nie ma się o co chandryczyć.
Kupowanie dzieciom zabawek militarnych budzi zrozumiałe emocje. Jako osoba płci żeńskiej nigdy nie posiadałam fantomu broni palnej ani nawet białej. A jednak zabawy w wojnę przez długi czas stanowiły naszą ulubioną rozrywkę. Patyki są świetne do zabijania, wykonuje się z nich również znakomite narzędzia chirurgiczne, którymi dzielne sanitariuszki operują rannych. W takiej fabularnej zabawie występują prawdziwe uczucia, niemalże namacalne są krew, pot i łzy. Oczywiście są też karczemne awantury, bo w czasach pre-paintballowych trudno dociec, kto został trafiony i czy się kwalifikuje do zabiegu wyciągnięcia kuli. Kłótnie najczęściej rozstrzygało: „Jak tak, to ja się nie bawię!” w wykonaniu trupa albo przerywało: „Maaagdaaaa, do domuuuuu!”, kończące definitywnie kampanię czterech pancernych. Ponoć teraz też bawią się w wojnę, ale dzieciakom wychowanym na grach komputerowych jest łatwiej, bo mają „7 żyć”.
Czy kreatywności można kogoś nauczyć? Przecież uczymy przez naśladowanie, odtwarzanie wzorców i postępowanie zgodnie z regułami. Kreatywność jest wyjściem poza te normy. Można ją wzmocnić tylko poprzez pozwolenie sobie i innym na bycie twórczym.
Odkrywcze myśli często rodzą się z braku i nudy. Wystarczy przypomnieć sobie kuchenne smakołyki PRL-owskiego dzieciństwa, tworzenie zamienników upragnionych zachodnich dóbr, pomysły wpadające do zwieszonej z trzepaka głowy.
Współczesny świat sprzedaje się. Wciąż wymyśla potrzebne nam rzeczy: łyżeczkę do grejpfruta, podtrzymywacz lakieru do paznokci. Można rzec: wychodzi naprzeciw naszym potrzebom ;) Producenci przedmiotów odczytują też nasze tęsknoty za krainą dziecięcych zabaw i produkują: wspomniane wyżej „okręty”, specjalne książki do malowania rękami, książki opisujące gry w gumy, w klasy, w podchody, w zaplatanie nitki, zestawy do hodowli kryształków soli, zestawy do hodowli fasoli… Zastanawiam się, czy ktoś już wpadł na to, żeby sprzedawać 4 metry gumy do gry w gumy za 50 zł lub 2 metry nitki do przeplatanek za dwie dychy. Wszystko to są rzeczy niepotrzebne, zbyt drogie, a celem ich sprzedaży jest wyłącznie zysk producenta i sprzedawcy. Czyli świadczą o ich kreatywności
Zarówno szkoła, jak i dom, nie pozwalają na zbyt dużą swobodę. Gratyfikowane jest posłuszeństwo i myślenie logiczne. Rysowanie szlaczków, liczenie równań, ścisłe trzymanie się zagadnień z podstawy programowej nie sprzyjają rozwijaniu wyobraźni. Nawet odmienny sposób rozwiązania zadania oceniany jest negatywnie. Obecne obniżenie ilości lektur obowiązkowych i brak narzędzi do egzekwowania ich znajomości przy przesunięciu w kulturze w stronę mediów wizualnych powodują calkowity upadek czytelnictwa. Rodzice nie czytają dzieciom, sami nie czytają i ich dzieci też. Przykład idzie z góry. Tymczasem czytanie jest jednym z lepszych sposobów rozwijania wyobraźni, ponieważ tworzy pewne specyficzne połączenia w mózgu. Producenci zabawek doskonale wiedzą, ze jesteśmy tylko połykaczami papki medialnej, że spędzamy czas przed monitorami i taki model życia – bierny i niesamodzielny - otrzymują od nas dzieci.
Gdy o tym piszę, przypomina mi się piękna scena: Jest czerwcowe popołudnie – w strugach deszczu upaprani w błocie dwaj siedmioletni chłopcy trzymają w pozycji gitar rakietki do badmingtona, trzeci – lotkę w pozycji mikrofonu. Wszyscy podrygują i drą się niemiłosiernie, bo właśnie dają koncert. A mnie dają nadzieję, że nie wszystko stracone. Że ich wyobraźnia potrafi z patyka uczynić karabin. A może i kaduceusza.
Małgorzata Pawlak