Czas odzywa się nutą wzorzystą i zgrzebną,
zadzierzgniętą gdzieś u zarania 19 wieku, gdy odprowadzono tu pierwszych zmarłych.
Układa strofy o ich zaprzeszłych pracach, codziennych małych zwycięstwach i kapitulacjach, historiach osobnych i łącznych, konstelacjach wioskowej pamięci, trwających ledwie chwilę płochliwą , rzuconych w przepływanie nieba.
Depozyt doczesności złożony wraz z ostatnią modlitwą o miłosierne otwarcie bramy. Znaczony błękitem i szarawą umbrą krzyży. Oddany we władanie wieczornego światła, które, jak ów herbertowski poeta, "krząta się wśród ptaków i kamieni".
Smugi, nagłe iluminacje i niknięcia, przemilczenia w mroku, kształty zastygające, drżenia wstążek, dyskretne pęknięcia żarliwego szkła lampek, szorstkie draperie srebrzystego mchu, rude sosnowe igły uwiezione w szczelinach drewna i cementu.
Plastikowe kwiaty okradane przez wilgotne wieczorne powietrze z koloru, który miał być niezniszczalny, jak przysięgana dawno miłość.
Słońce zda się szeptać, że oto nadchodzi chwila, po której nic nie zostanie powtórzone.
Nic nie będzie takie samo..Jedno jeszcze tylko przymknięcie powiek. Jeden uśmiech, jedna łza.
Tkliwość ostatniego powiewu - cmentarz w Dubiczach Cerkiewnych.
Anna Miszalska-Gąsienica