Idiotyzm bądż głupota czy perfidia oparta na przeświadczeniu o kompletnej bezkarności ?
Gdyby rzecz dotyczyla wyłącznie podsumowania sprawności intelektualnej osób tworzących przysłowiowe “potworki słowne” to , potocznie mówiąc, pół biedy.
Tak, jak dotychczas było to w zwyczaju, przeszlibyśmy …moglibyśmy przejść przynajmniej…obok pukając sie w czoło. Wszak głupich nie sieją – sami się rodzą.
Głupich nigdy nie brakowało a rolą mądrych – mądrzejszych przynajmniej - było ich ignorowanie. Takie zachowanie dyktował tzw. zdrowy rozsądek. Tak sie działo w szkole ….podstawowej a tym bardziej wyższej ….tak było “w pracy”. Głupotę się najzwyczajniej w świecie ignorowało gdyż stanowiła nie tylko barierę dla rozwoju ale wręcz jego zaprzeczenie. A ludzie, w najbardziej prywatnych i indywidualnych, spontanicznych i wewnętrznych, odruchach, chcieli jednak się rozwijać. Tak zawodowo jak i intelektualnie. Rezultatem byl taki stan, w którym głupotę się tępiło a idiotów i głupców omijało.
I nagle “coś” się zmieniło.
To, o czym pisałem przed chwilą naturalne było w czasach tzw. komuny. Mimo, że owa “komuna“ tam - na gorze, robiła swoje, to tu - na dole, tworzył się i rozwijał system oraz zwyczaj eliminowania głupoty. Sposób diagnozowania owej głupoty był dosć prosty i naturalny, nie potrzebowaliśmy do jej stwierdzenia żądnych testów PCR. Mimo, że wielu próbowało nam tę głupotę i idący za nią kit wszczepić do zwyczaju wystarczył rzut oka czy ucha, by diagnozy dokonać i próby unicestwić.
Polityka “róbta co chceta” doprowadziła nie tylko do spektakularnego i fetowanego powszechnie wyprowadzenia sztandaru PZPR ale, przy okazji, do spalenia na stosie praktycznie wszystkich zdrowych odruchów społeczeństwa wypracowanych z trudem przez lata - tępione były wszelkie próby przeniesienia doświadczeń z czasów komuny w obszar "nowego" ładu. Wszak obowiązywało hasło - precz z komuną! ukute, w zasadzie, przez osoby, które były filarem tej komuny a wprowadzane praktycznie w życie przez tych, którzy komunę znali tylko z opowieści dorosłych.
Rozumiem, że w obecnym, tzw. dzisiejszym, społeczeństwie przeważają już liczebnie osoby, którym w czasie przemian ktoś zmieniał jeszcze pieluchy. Ale wcześniej też kolejnym pokoleniom zmieniano owe pieluchy a zwyczaj eliminacji głupoty a przynajmniej braku jej akceptacji, jednak trwał. Umiejętności jej rozpoznawania rozwijały się zaś bez przeszkód.
Jakież to, w takim razie, (idąc drogą przenośni) zastosowano pieluchy w czasie przemian, że wraz z ich zmianą zmienił się i system ocen i podejście do życia?
Co takiego było w tych pieluchach, że nagle akceptacja głupoty stała się nie tylko możliwa i modna ale przerodzila się w powszechnie dzisiaj widoczną normę społeczną?
10-milionowy zryw społeczny na przełomie 80/90 rodził nadzieję, że wygra zdrowy rozsądek i społeczny instynkt przetrwania....że nikt nam nie będzie już wciskał ani nie będzie w stanie wcisnąć kitu.
Tymczasem okazuje się, że wystarczyło kilka lat, by owa nadzieja, mówiąc językiem ulicy – padła na pysk. Kit stał się prawem a zarzut głupoty – karalną mową nienawiści ściganą przez służby.
Nie mówiąc już o tym, że Konstytucja, mimo okładek z pięknie garbowanej skóry, wydaje się być pisana na papierze, delikatnie mówiąc, toaletowym,
Sejm wydaje się być , a nawet – ponad wszelką watpliwość - jest, miejscem walki ideologicznej i politycznej a nie miejscem stanowienia dobrego prawa
a Prezydent wydaje się być, a nawet – ponad wszelką watpliwość - jest, wyłącznie narzędziem do podpisywania wszystkiego, co mu podsuną a nie gwarantem praw społecznych i obywatelskich.
Poniżej rozmowa dwójki ludzi - Rafał Mossakowski i mec. Joanna Modzelewska.
Cóż z tego, że mówią prawdę i obnażają, w rzeczy samej , patologię? Rozmawiają o prostych sprawach prostym i zrozumialym językiem. Taka rozmowa mogłaby przewrócić system – w zdrowym społeczeństwie. Ale nie przewróci.
Nie będzie już 10-milionowego zrywu. Znaczna część społeczeństwa stanie po stronie kitu i głupoty. Już stanęła. Bo tak powiedział i kazał pan “w telewizorze”.
(wr)