"Sprawdzam" to zagrywka pokerowa.
Ale wszak poker to poważna gra i nie zawsze, gdy gracze trzymają karty w rękach oznacza to, że grają właśnie w pokera. Bywa, że układają sobie zwykłego pasjansa albo próbują sił w grze w Piotrusia. I wtedy gromkie "SPRAWDZAM" nijak się ma do gry - po prostu nie działa. Gracze nie wiedzą, cóż ten okrzyk znaczy i dalej dokładają czerwone do czerwonego ignorując intencje owego "sprawdzam".
Tak czy inaczej, owe "sprawdzam", a w zasadzie reakcja graczy, to raczej sygnał dla nas. Informacja niejako, w co faktycznie się gra. Bo, o co, to wiadomo.
Prześmiewczo-kpiący ton Stanisława Michalkiewicza - znany nie od wczoraj - niektórych słuchaczy może razić, co nie oznacza, że nie porusza on kwestii istotnych a nawet najistotniejszych.
W tym przypadku warto zwrócić uwagę na dwie sprawy.
Jedna z nich dość jasno przez Stanisława Michalkiewicza wyłożona - "sprawdzam" dotyczy zarówno rządu Dobrej Zmiany jak i KUKIZ`15. Bo nie ulega watpliwości, że wymachiwanie kartką, na której ktoś zapisał treść ustawy niczego jeszcze nie tworzy ani nie zmienia. Wydaje się dziwne a nawet podejrzane również , że tak obóz Konfederacji jak i KUKIZ`15 nie są stanie połaczyć sił w realizacji czegoś niezwykle istotnego ponad tzw. podziałami czyli właśnie kwestii 447 a tylko wzajemnie się przekrzykują, że mają pomysł.
Więc owe "SPRAWDZAM" w rzeczy samej przyjmuje formułę dwuetapową. Na razie stawia pod ścianą jedynie Konfederatów i Kukizów a Dobra Zmiana może jeszcze krzatać się wokół grilla. To tu bedzie ten pierwszy efekt sprawdzenia.
Gdyby intencje obu obozów jawiących się walczącymi z tzw. systemem udało się ubrać w jedno ubranko i nadać im jeden głos, kierując projekt ustawy do Sejmu, to dopiero wtedy dobrozmianowcy musieliby jednak odłożyć kiełbaski na później i dać jakiś wyraz swoim z kolei intencjom. Wydawałoby sie, że sprawa jest czysta i prosta a jednak okazuje się, że nie jest. I w sumie nie wiadomo dlaczego.
Druga sprawą, o której Stanisław Michalkiewicz jednak nie wspomniał wprost choć nawiązał w sposób niebezpośredni - a przez to mało widoczny - to przyszloroczne wybory prezydenckie.
Wychodzi na to, że znów będziemy mieli wybór dość ograniczony - miedzy Tuskiem a Dudą - czyli "ni pies ni wydra"...I w efekcie polskie sprawy znów się rozmydlą i rozjadą.
Nie da się ukryć, że nie jest to sytuacja rokująca jakiekolwiek "dobre zmiany". Dalej brakuje poważnego kandydata, który nie dość, że bedzie mówił ładnym i poprawnym polskim językiem bez akcentu brukselsko-niemieckiego bądź hebrajskiego łamanego przez jidysz to jeszcze przyniesie szansę na prawdziwe i realne "dzianie się" polskich spraw.
Kukizy pewnie obudzą się - swoim zwyczajem - w ostatniej chwili wstawiając kogokolwiek, byle wstawić a Konfederaci (też pewnie) postawią znów swoich zawodowych i dyżurnych kandydatów w osobach Brauna i Korwina skazując sprawę na porażkę , co uczyni kolejne wybory totalną fikcją z posmakiem farsy.
Brakuje poważnego kandydata, który mógłby porwać tłum i zakończyć w efekcie ten chocholi taniec, niejako już narodowy.
Tu warto jednak, dla bezpieczeństwa przekazu i z szacunku do wartości oraz miar podstawowych, nawiązać do znaczenia owego - trwającego, w nowym wydaniu, dobre 30 lat - polskiego chocholego tańca o znamionach już nieomal narodowej tradycji, by wiedzieć o czym dokładnie mowa. Otóż znaczenie owo zawiera się , ni mniej ni więcej , w słowach : chocholi taniec symbolizuje zniewolonych Polaków niezdolnych do czynu. Czy ktoś tego chce czy nie, czy komuś się podoba czy nie - nie ma znaczenia. Chocholi taniec znaczy dokładnie tyle, ile znaczy nawet wtedy, gdy ktoś zechce potraktować go jako odmianę tradycyjnego poloneza.
Komentarze
Ponieważ jak już pytam, to upierdliwie, męczyłam gościa dłuższą chwilę, dopytując o konkret - o konkretne działanie. Bo pojęcia polityczne i społeczne rzadko wskazują na konkretne działania. W końcu udręczony trochę - działacz odpowiedział: No, trzeba się z kimś napić! To jedno skojarzenie.
Drugie - mocno literackie - to rozmowa Wokulskiego z Izabelą na temat roli arystokracji w budowie cywilizacji. (Akurat mam na świeżo, przy ponownym odczytaniu klasyka często zyskuje inny wymiar)
Izabela upiera się przy tym, że wszelkie osiągnięcia cywilizacyjno - kulturowe to dzieło arystokracji. Wokulski nieco mniej (niż ja) upierdliwie domaga się przykładów, konkretów, nazwisk. Izabela obraca kota ogonem i bredzi o trosce o obyczaje, na co Staś odpowiada, że budowniczy jest ważniejszy niż architekt i że wielkie dzieła to efekty pracy, geniuszu połączonego z pracą, ale nie wielkich idei.
Jaki to ma związek z tekstem, Weselem i chocholim tańcem ? Tak mi się skojarzyło. Można oczywiście temat pociągnąć w różne strony.
Ja skupiłabym się na tym: co konkretnie należy zrobić, żeby... Czyli na rozpisaniu celów operacyjnych i osób odpowiedzialnych za nie.
Celów operacyjnych nie typu - zbudować struktury, czy wybudować katedrę, tylko w stylu: Janek przywiezie od Romka deski albo Zenek napije się z Bronkiem (???)
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.