najnowsze

Krzysztof Karoń

covid dla opornych

Witold Gadowski

Wojciech Sumliński

Ocena użytkowników: 2 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

krzem1

Początkowo ten materiał miał "iść" bez komentarza, jako czysty tekst.

 
Ale nie da się przejść - nie powinno przynajmniej się przechodzić - obok takich wieści bez słowa. 


To nie pierwszy przypadek, gdy pacjent pomaga sobie sam - osobiście przeżyłem kilka, choć zdecydowanie nie w tej skali. 

Rok w rok wydajemy w Polsce olbrzymie kwoty na szkolenie lekarzy. Nie po to, bynajmniej, by leczyć się samemu. Czy aby na pewno te olbrzymie kwoty wydawane sa zgodnie ze zdrowym rozsądkiem i tak, jak powinny?


Światowej sławy chirurg, którego lekarskie motto zawodowe brzmi - " gdy mi pacjent zejdzie na stole to następnego dnia nie operuję" - brzmi jak kpina w najgorszym wydaniu. 
Z poniższego tekstu wynika pewna doza radości i szczęścia - oto są metody i sposoby, by przeżyć...by wyzdrowieć..Ale biada nam, jeśli na tym wyłącznie poprzestaniemy. 

Nie każdy będzie w stanie...nie każdy będzie miał siłę i moc ..nie każdy odpowiedni horyzont wyobraźni. Nie każdy pacjent. I nie na tym ma to wszystko polegać. Nie na świadomości pacjenta.

To lekarz powinien być od tego...to lekarz ma zwolnić pacjenta z odpowiedzialności i konieczności myślenia, jak dojść do zdrowia. 
A,  jak na razie, ci lekarze, którzy wychodzą poza standardy praktyki lansowane przez Izby Lekarskie oraz poza schematy systemowych szkoleń bywają stawiani przed sądami lekarskimi i, bywa, pozbawiani prawa wykonywania zawodu. Bynajmniej nie dostają nawet szczątka listu pochwalnego za to, że próbują wyleczyć...uratować. 


Wychodzą poza ten obszar uznanego, nakazanego standardu tylko nieliczni - reszta "łyka" bez refleksji wszystko, co Izba im dostarczy. I tak "łykając" na wiarę stają się czasem i z czasem krajowym a nawet międzynarodowym autorytetem w środowisku - a potem sami nauczają nowych adeptów sztuki medycznej. 

" - pani doktor, a ten lek to na co pomoże?..a ma jakieś skutki uboczne?
- proszę pana,  skutkami ubocznymi zajmiemy się później, gdy już wystąpią. Na razie musimy wyleczyć ..."wyleczyć" ... tę dolegliwość... 

Pewna moja znajoma, autorka zresztą tekstów w tym magazynie, mówi, że zamiast do lekarza woli pójść na łąkę, gdzieś "daleko od szosy",  i po prostu łyknąć kilka świeżo zakwitniętych mleczyków -  nie bez powodu zwanych mniszkiem lekarskim właśnie. 

Coś tu "nie gra". Gdzie są lekarze?...i kim są ci ludzie w białych kitlach?


(wr) 

 

O tym, jakich mikroelementów brakuje w naszych organizmach,

co robić, żeby je uzupełnić, jak chronić się przed rakiem, i o inteligentnych kompleksach złota monojonowego opowiada Stanisław Szczepaniak, wynalazca i prezes Jednostki Innowacyjno-Wdrożeniowej INWEX Sp. z o.o.

..........................

Ktoś kiedyś powiedział, że „jeżeli się poruszamy, to tylko wtedy, kiedy czujemy napór śmierci. Ona narzuca tempo naszym działaniom i intensywność uczuciom”. W 2002 roku poczuł Pan napór śmierci. Proszę o tym opowiedzieć.

Zbudził mnie silny ból kręgosłupa. Krzyknąłem przez sen. Jak się później okazało, to był tętniak rozwarstwiający aorty piersiowej, brzusznej i tętnic udowych. Aorta naciskała na kręgosłup. Została zatrzymana praca nerki na parę godzin, oddawałem mocz co kilka minut. Jednocześnie nogi były blado-sine i zimne, w ogóle tam krew nie docierała. To była tragiczna noc. Ciśnienie wynosiło 200-220 na 120-140, czyli serce pompowało. Okazało się, że serce, które ma moc 140 WAT, potrafi, pompując krew, nawet złamać kręgosłup.

Co stało się potem?

Nie wiedziałem, co się dzieje, myślałem, że to zwykła grypa, przeziębienie. Lekarze mówili, że trzeba operować, że została zablokowana tętnica. Całe szczęście, że nie poszedłem na tę operację, bo bym już nie żył. W międzyczasie rodzina załatwiła mi rezonans magnetyczny. Badająca mnie pani od razu powiedziała, że stan jest bardzo zły, według niej tragiczny, ale przyjdzie profesor, to opisze. Zanim przyjechał profesor, przyjęli mnie do szpitala, no i od razu mi powiedziano na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej, że tu kilka dni mogę pożyć, może kilka godzin, może kilka minut, w związku z tym mam się nie ruszać, nie denerwować, nie stresować.

Przygotowywano mnie do operacji. Tak się złożyło, że w tym samym czasie pacjentem w szpitalu był dyrektor Polfy, który miał tętniaka aorty brzusznej. Jak to mówią „w stosunku do mnie to mały pikuś”. On ściągnął światowej sławy kardiochirurga z Włoch, który miał go operować. Razem leżeliśmy w szpitalu w podwójnej sali, najlepsze pokoje, telewizor na pilota, łóżko na pilota, przepiękna łazienka dla ludzi, którzy mają korzystać z ostatnich minut swojego życia. On poszedł na operację w piątek, ja miałem być operowany w sobotę. Jego operacja miała trwać półtorej godziny, góra dwie. Operacja polega na tym, że pracuje płuco-serce, a kończyny dolne i górne plus jelita, krótko mówiąc „flaki”, są zamrożone w lodzie, żeby rozkład krwi, czyli hemoliza, nie nastąpił zbyt szybko. Ponieważ lekarzy ściągnięto praktycznie z całego województwa świętokrzyskiego i śląskiego, operacja się przedłużyła do 2 godzin i 42 minut. Operacja się udała, ale krążenie nie wróciło, więc nastąpiła już hemoliza.

Profesor z Włoch przyszedł do mojego pokoju i powiedział, że ma taki zwyczaj, że jak ktoś umrze na stole, to na drugi dzień on nie operuje. W związku z tym, że kolejnym dniem miała być niedziela, zoperuje mnie w poniedziałek. Kiedy na weekend wróciłem do domu i przemyślałem wszystko raz jeszcze, stwierdziłem, że ta operacja jest w ogóle niewykonalna. Jeszcze mi powiedzieli, że moja operacja będzie trwała dużo dłużej. Pomyślałem: tamten zmarł po 2 godzinach i 40 minutach, a ty gościu będziesz operowany 6 godzin, bo miały mnie operować trzy zespoły, kardiologiczny, naczyniowy i wewnętrzny, i każdy chciał dwóch godzin. Po przeanalizowaniu sytuacji nie wróciłem już do szpitala. Wydzwaniali do mnie, bo nasz kielecki NFZ przelał 75 tysięcy złotych na operację, czyli oni już widzieli te pieniądze na stole.

Jaki wniosek z tego płynie dla nas?

Coś nie działa z profilaktyką zdrowotną, z zapobieganiem chorób, na przykład z profilaktyką chorób nowotworowych. W Polsce rak zabija ponad 100 tysięcy osób rocznie, to około 300 osób dziennie. Czyli dwa samoloty pasażerskie lądujące na lotnisku w Warszawie rozbijają się dzień w dzień. I nikt nie reaguje. Dlaczego? Idźmy dalej. Ponad 190 tysięcy osób rocznie zapada na nowotwory. Jak pokazują dane statystyczne, na świecie rośnie ilość pieniędzy na walkę z rakiem, rośnie i… rośnie krzywa zachorowań na raka. To jest po prostu chore. System funkcjonowania służby zdrowia trzeba zmienić od podstaw, takie absurdy nie mogą się dziać. Dziś zasady obowiązujące w leczeniu pacjenta nikogo nie dopingują do lepszej jakościowo pracy.

Jak Pan stanął na nogi?

Zacząłem szukać, dlaczego stało się to, co się stało. Co było przyczyną kruchych naczyń krwionośnych, w tym przypadku aorty. Zrobiłem analizę pierwiastkową włosów. Czysty przypadek, ktoś mi podpowiedział, że warto ją zrobić. Wyniki pokazały, że brakowało w moim organizmie aż 99% krzemu. A krzem jest czynnikiem kolagenotwórczym. Brakowało mi też 98% boru. Dodatkowo miałem niedobory witaminy D3, a przecież ona jest czynnikiem odpornościowym przeciwko różnym chorobom, łącznie z chorobami nowotworowymi. Taki splot korzystnych i niekorzystnych dla mnie wydarzeń. Od tego czasu zająłem się profilaktyką różnorakich chorób, zwłaszcza mojego organizmu. Przygotowałem pierwszy własny suplement zawierający krzem i bor. Przetestowałem go na sobie i do dziś dzięki niemu mam się bardzo dobrze. Suplement krzem z borem zdobył kilkanaście prestiżowych międzynarodowych nagród i jest chroniony kilkoma patentami.

Panu chyba było łatwiej zająć się tym z uwagi na wykształcenie chemiczne?

Tak, było mi łatwiej zrozumieć pewne procesy fizykochemiczne, biologiczne, które zachodzą w organizmie ludzkim, jak również wpływ różnych czynników chemicznych na nasze zdrowie. Dodatkowo pomocne było logiczne myślenie, które jest u mnie naturalne, ponieważ od wielu lat jestem wynalazcą i prowadzę firmę.

Rozumiem, że stan bliski śmierci to zasługa stresu związanego z prowadzeniem firmy?

Wpływ miała przede wszystkim nieuczciwa konkurencja. Groźna, bo działała na dwóch polach: wysokiego urzędnika i grupy przestępczej. Było to powiązanie gangsterów i urzędników, mających kontakty z aparatem ścigania. Pierwsi gnębili mnie oddolnie, drudzy odgórnie. Wielokrotnie pobili mi rodzinę, na mnie organizowano zamachy, spalono mi zakład, próbowano podpalić drugi zakład, działo się źle.

Miał Pan dużo, szczęścia, że Pan to wszystko przeżył…

Dzięki najwyższemu to przetrwałem. Dawnej sprawności niestety już nie mam. Nikt nie zszyje mi aorty bez operacji, ona sama się nie zagoi. Ale hemoroidy, choroba nowotworowa, czy żylaki, wszystko się cofnęło dzięki temu, że się suplementuję.

Analiza pierwiastkowa włosów to temat nieobecny w rozmowie pacjenta z lekarzem. Dlaczego warto sobie to badanie zrobić?

Analiza pierwiastkowa włosów jest nowoczesną metodą diagnostyczną umożliwiającą ocenę stanu odżywienia organizmu. Na podstawie pomiaru 29 pierwiastków (w tym 5 pierwiastków toksycznych) i ich wzajemnych proporcji we włosach możemy dowiedzieć się dużo o naszym zdrowiu.

Pierwszy raz zetknąłem się z tą analizą w latach 80., kiedy mój kolega korespondował z kimś z NASA. To był czas „żelaznej kurtyny”, lotów w kosmos, czas pierwszych kosmonautów. Pewnego razu zaproponowali mu, żeby znalazł paru chętnych i wysłał próbki ich włosów do Stanów Zjednoczonych. Oni zrobią analizę tych próbek. Oczywiście opisali całą technologię, co z tego wynika, co to daje na przyszłość. Okazuje się, że to bardzo dużo daje, na przykład, jeśli zrobimy jakąś analizę, obojętnie czy z krwi, czy limfy, czy osocza, to otrzymujemy tylko chwilowe stężenie mikroelementów; w tym momencie, bo za godzinę, za 5 czy za 10 godzin może być diametralnie inne. Z kolei analiza włosów to średnia z kilku tygodni. W zależności od tego, jak długo włosy nam rosną. Czyli to jest średnia czegoś, co jest w organizmie permanentnie, non-stop i na podstawie tego możemy wyciągnąć właściwe, logiczne wnioski. Przykładowo, że żelaza i kobaltu jest za mało, a cynku i miedzi jest za dużo.

Opiniuję różne analizy z włosa, które dostarczają mi ludzie i np. czytam, że wynik wskazuje na 580% miedzi. To za dużo, o wiele za dużo. W takim przypadku mamy do czynienia z tzw. chorobą Willsona, która jest głównie chorobą wątroby. Więc już po analizie takiej analizy włosów wiadomo, co się dzieje, a z innych badań nie wyjdzie, że ktoś ma chorobę Willsona. U mnie brakowało krzemu. Dzięki analizie pierwiastkowej włosów dowiedziałem się o tym i mogłem zadziałać, uzupełnić ten niedobór. Z obecnie wykonywanych badań wynika, że 95% społeczeństwa ma totalny niedobór krzemu. Mamy również totalny niedobór kobaltu, czyli pierwiastka, który powoduje tworzenie w organizmie witaminy B12. B12 pełni ważną funkcję w mitochondriach – „fabrykach energii” naszego organizmu. Mitochondria wytwarzają 90% energii, której potrzebujemy do naszego życia.

Aż się prosi, żeby NFZ finansował każdemu takie badania włosów.

Oczywiście. Tak powinno być, bo to jest ułamek procenta w stosunku do kosztów leczenia. Ale od ludzi słyszę, że czasami pacjent idzie do lekarza, no i lekarz wyśmiewa te wyniki, mówi, że tą analizą to może sobie „tyłek podetrzeć”.

A dlaczego lekarze tak podchodzą do tego badania?

Bo nikt im o nim nie powiedział, bo nie znają zalet tej analizy, bo nikt ich o niej nie uczył, ani na sympozjach, ani na studiach, nigdzie. Jeśli ktoś się nie douczy samodzielnie, nie doczyta gdzieś tam w literaturze czy internecie, to nie wie. Najskuteczniejsze są te analizy włosów, które badają szerokie spektrum pierwiastków toksycznych i pierwiastków, które ja nazywam „życiodajnymi”. Z takiej analizy można bardzo dużo dowiedzieć się o swoim organizmie.

Nawet czy jest chory na nowotwór?

Tak. Przykładowo, jeśli z analizy wynika bardzo wysoki poziom wapnia w stosunku do normy – np. 500%, to wiadomo, że człowiek jest na sto procent chory na chorobę nowotworową. Rak fermentuje glukozę beztlenowo do kwasu mlekowego, czyli zakwasza organizm. Nasz organizm jest inteligentny, w to miejsce wysyła pierwiastki alkaliczne. Jeżeli my nie będziemy spożywać w piciu i jedzeniu tych pierwiastków, to organizm weźmie je z kości. Dlatego głównym składnikiem kości jest wapń. Organizm przesyła go do guza nowotworowego. Teoretycznie i praktycznie powinno być 99% wapnia w kościach a 1% we krwi. Okazuje się jednak, że u niektórych pacjentów jest 50% na 50%. W związku z tym włosy mają to 50-krotne przekroczenie wapnia. Więc na sto procent można powiedzieć, że ktoś jest chory na raka.

Co jest przyczyną?

Dr Krzysztof Krupka, lekarz, napisał pracę habilitacyjną o wpływie pierwiastków wapnia i magnezu na choroby nowotworowe. Zrobił badania w województwach, w których ludzie najczęściej chorują na raka. Okazuje się, że przyczyną jest wyjałowienie gleby. Tam, gdzie gleby są żyzne, np. na Kujawach, tam najrzadziej ludzie chorują na raka. W związku z tym moja cała filozofia poszła w kierunku: „uzupełnić brakujące mikroelementy w glebie, a będziemy zdrowi”. Przykładowo polskie gleby mają deficyt ponad 80% boru i ponad 60% miedzi i całej masy innych życiodajnych suplementów.

Czyli dzisiaj niezbędnych dla naszego zdrowia pierwiastków brakuje glebie? Brakuje w pożywieniu, które ona rodzi?

Tak, dzisiaj się mówi, że ktoś produkuje „zdrową żywność”. A co to znaczy „zdrowa żywność”?! Że nie ma GMO, nie ma pestycydów, że nie ma glifosatu, ale nikt nie mówi, „co tam jest”. Powinniśmy spożywać 80 mikroelementów, które powinny być w jabłku, w marchewce, w zbożu. Ale ich tam nie ma w odpowiednich ilościach lub wcale. My powinniśmy robić analizę gleby lokalnie, żeby wiedzieć, że ta gleba ma niedobór tego, a tamta tamtego. I powinniśmy kompleksowo uzupełniać jej skład o mikroelementy, tak żebyśmy mieli naprawdę zdrową żywność. I to trzeba pisać „ta żywność zawiera tyle jonów magnezu, wapnia, cynku, miedzi, chromu, wanadu itd.” I wtedy wiemy, co jemy. Jeżeli mamy informację na opakowaniu „zdrowa, polska żywność” czy „ekologiczna żywność”, to mało wiemy. Wiemy tylko, że przy jej uprawie nie są stosowane środki ochrony roślin. Taka jest procedura, że możemy ją nazwać „zdrową żywnością” wtedy, kiedy przez 3 lata nie używamy środków ochrony roślin i nawozów sztucznych, a to jest za mało.

Rozumiem, że Pan chce wzmocnić Polki i Polaków poprzez wzbogacenie gleby mikroelementami?

Powinniśmy badać glebę pod kątem zawartości mikroelementów i produkować je na potrzeby tej gleby. Przykładowo na hektar gleby potrzeba 12-15 kg jonów cynku, miedzi już tylko kilka kilogramów, molibdenu tylko 0,5 kg, boru 0,5 kg. Czyli też musi być odpowiednia proporcja pierwiastków dodawanych do gleby. W rezultacie stworzylibyśmy naprawdę coś, co po prostu dawałoby nam zdrowie pod każdym względem. Chorób przewlekłych jest ponad 150, określa to dziennik ustaw. Do chorób przewlekłych należy m.in. cukrzyca. Cukrzyca głównie spowodowana jest brakiem odpowiednich aminokwasów i brakiem chromu i wanadu. Jeżeli nie ma ich w glebie, a nie ma dzisiaj nawozów chromowych ani wanadowych, w związku z tym gleba nie ma tych pierwiastków i nie dziwmy się, że z każdym rokiem przybywa prawie 10-15% cukrzyków. W Polsce 5 mln osób choruje na cukrzycę między innymi z braku chromu.

Czy tylko w Polsce nie ma systemowych rozwiązań w tym obszarze?

Nawozów chromowych nie ma jedynie w Unii Europejskiej i w Stanach Zjednoczonych, a reszta świata, pozostałe cztery kontynenty, te nawozy stosują, łącznie z: Chinami, Japonią, Indiami, krajami Azji, Afryki i resztą Europy.

A z czego to wynika, że Europa nie stosuje?

A to trzeba się zapytać naszych parlamentarzystów.

W 2019 roku w Polsce decydenci ogłosili Narodowy Program Onkologiczny. Jak Pan ocenia tę inicjatywę?

To jest super inicjatywa. Kluczowym pytaniem jest, czy ona wynika z oddolnej inicjatywy obywateli, czy raczej korporacji farmaceutycznych. Jeżeli pochodzi od ludzi z dołu, to jest to światełko w tunelu. Bo ludzie chcą mniej chorować, mniej cierpieć i żyć dłużej. Jednak, jeżeli strategia jest produktem lobbystów korporacji, to będzie wszystko robione po to, by stosować i aplikować coraz więcej preparatów tak zwanej chemii czy radiochemii. Tu trzeba być uważnym i szukać odpowiedzi.

Generalnie wszystko zależy od ludzi, od inicjatywy obywatelskiej, od inwencji ludzkiej, bo ludzi jest trzydzieści parę milionów i jeśli wszyscy będą chcieli coś poprawić, to poprawią. Narodowa Strategia Onkologiczna obejmuje lata 2019-2029. Przez te 10 lat ludzie mogą stworzyć wszystko, żeby zapobiec tej groźnej chorobie nowotworowej. Czyli od ludzi to zależy, dlatego ja namawiam zawsze do inicjatywy. Nie siedź facecie czy facetko, tylko zrób coś dla siebie, dla najbliższych, dla rodziny.

Czyli rozumiem, że zachęca Pan obywateli do tego, żeby pytali swoich posłów, rząd o to, co robią w tym zakresie.

Tak. Mówię o tym szeroko w mediach. Mamy 460 posłów i 100 senatorów. Proszę do nich pisać, dzwonić, mailować, również do Ministerstwa Środowiska, Ministerstwa Zdrowia i wszystkich innych decydentów, którzy mają wpływ na nasze zdrowie. Przykładowo proszę pytać Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi, „dlaczego stosujemy glifosat w Polsce?”. W Stanach Zjednoczonych jest 14 tysięcy pozwów, są już wygrane sprawy procesowe, „że glifosat, czyli Roundup powoduje raka” i to są odszkodowania na 2 mld dolarów. W Polsce natomiast przy zgodzie rządu, posłów i senatorów rakotwórczy glifosat nadal stosuje się na masową skalę, np. do osuszana gryki, z której produkuje się kaszę gryczaną, czy w parkach miejskich do likwidacji chwastów. Glifosat jest powszechnie dostępny dla każdego. To jest chore i bardzo niebezpieczne.

Zwraca Pan też uwagę na to, że z jednej strony polskie prawo dopuszcza rakotwórczy fluor, a z drugiej strony nie dopuszcza pierwiastków, które są dla nas, dla naszego zdrowia niezbędne. O co tutaj chodzi?

W tej materii decydują i sprawują nadzór Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (European Food Safety Authority – EFSA) i minister zdrowia w danym kraju. Maksymalna dzienna dawka dla fluoru wynosi 3,5 mg. To jest bardzo dużo. Jeśli przez miesiąc pobieralibyśmy codziennie taką dawkę fluoru w pożywieniu lub wodzie pitnej, to nasza szyszynka ulegnie zwapnieniu. Kiedy szyszynka ulegnie zwapnieniu, nie mamy łączności między ciałem a duchem i jesteśmy ZOMBIE, czyli posłusznymi niewolnikami, a nawet gorzej niż posłusznymi niewolnikami, jesteśmy automatami i to jest trucizna. Między innymi amerykański biochemik wielokrotnie nominowany do Nagrody Nobla, Dean Burke, określił, że fluor jest najsilniejszą neurotoksyną, która powoduje choroby nowotworowe. I to nie tylko on, wielu innych naukowców również tak twierdzi.

A my teraz go spożywamy np. w paście do zębów.

Pasta do zębów, fluorowanie zębów na siłę w szkołach itd. Trucizna nie powinna być podawana dzieciom.

A czego nie ma w wytycznych Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności?

Nie ma na przykład kobaltu. Kobalt jest metalem centralnym witaminy B12. Jeżeli ludzie robią badania, wykazują one, że mają totalny niedobór witaminy B12. Jeśli organizm ma kobalt, to sam wytworzy witaminę B12, ale z kolei nawet zjedzeniu kobaltu z pożywieniem musi towarzyszyć szereg uwarunkowań, żeby on przeniknął do organizmu, do krwiobiegu jako kobalt.

A co jeszcze byłoby wskazane, żeby znalazło się w wytycznych EFSA, czego teraz nie ma?

Literatura światowa podaje, że człowiek do zdrowego, prawidłowego funkcjonowania potrzebuje ponad 80 makroelementów i mikroelementów. W Polsce na podstawie rozporządzenia ministra zdrowia w sprawie składu oraz oznakowania suplementów w oparciu o wytyczne Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności pozytywnie zaakceptowano 13 witamin i 17 składników mineralnych. Czyli brakuje ponad 70% makroelementów (brak np. siarki) i mikroelementów (brak np. kobaltu). A wystarczy czasem, że brakuje tylko jednego z nich i ciężko chorujemy, na przykład tak jak ja, zabrakło krzemu w organizmie i organizm nie potrafi wytworzyć kolagenu. Na wyspie Jawa żyje ponad 140 mln ludzi i 70% z nich kuleje z powodu braku jednego mikroelementu – boru. Jak nie ma boru, a wypłukały go deszcze, to nie wytworzy nam się pod wpływem słońca witamina D3, jak nie ma D3, to nie ma dostatecznej ilości wapnia, fosforu, magnezu w kościach, czyli jesteśmy ułomni, kulawi. Nasz organizm to system naczyń połączonych.

W ofercie Pana firmy znajduje się złoto monojonowe. Co to za produkt?

Każda komórka naszego organizmu potrzebuje pierwiastków niezbędnych dla życia. Żeby je dostarczyć, konieczne jest rozdrobnienie pierwiastków do wielkości pozwalającej na ich przenikanie przez błony komórkowe. Chodzi o to, aby rozbić strukturę złota do pojedynczych jonów (monojonów). Nić DNA mamy w każdej komórce i ta nić ma średnicę 0,3 nm. Z kolei średnica naszego złota monojonowego wynosi 0,17 nm, czyli pięknie trafi tam, gdzie trzeba. Trafia i katalizuje energię, zapobiega starzeniu i naprawia DNA, np. jak mamy je gdzieś „skopane” przez różne czynniki wrodzone czy fizykochemiczne. Sztuką jest, żeby rozbić złoto do tych monojonów. W naszej firmie od lat to robimy, ma to działanie różnorakie, przyszłościowe, lecznicze. Dlatego opracowaliśmy tzw. inteligentne kompleksy złota jako lek na choroby nowotworowe.

Na czym polega ich inteligencja?

Jeżeli to złoto wypijemy, wstrzykniemy dożylnie, domięśniowo czy podskórnie, posmarujemy, to ono dotrze do komórki nowotworowej i ją unieszkodliwi. Zabije tylko tę komórkę. Ba, naprawi nawet nasze DNA, jeśli było coś zepsute.

Nasze inteligentne złoto jest jak pies myśliwski, który tropi zająca w kapuście. On go wytropi i dopadnie bez niszczenia kapusty. A współczesna chemia stosowana w medycynie przeciwko rakowi jest jak czołg na polu kapusty. Może dorwie tego zająca, ale przy okazji zniszczy pół pola kapusty.

I wy macie takie preparaty w ofercie?

Nie mamy w ofercie. Nasze złoto monojonowe (inteligentne kompleksy złota III) mamy przebadane na zwierzątkach, głównie na myszach i szczurach. Wstrzykiwaliśmy im celowo różne choroby nowotworowe, rak trzustki, jelita grubego, wątroby i inne.

A co teraz jest potrzebne, żeby ten lek trafił do pacjentów?

Mamy pierwsze dwa etapy przebadane w stu procentach z własnych pieniędzy. To kosztowało dość dużo i zajęło nam 3-4 lata. W tej chwili trzeba to przebadać na ludziach i tak na „dzień dobry” potrzeba 100 mln euro, a może dużo, dużo więcej.

Czyli niezbędna jest pomoc państwa w tym przypadku.

Niekoniecznie, głównie liczymy na prywatnych sponsorów.

Cieszę się, że to co robicie, bazuje na polskim know-how. Czy wasza działalność jest zauważana w skali międzynarodowej?

Nasze polskie know-how docenił ostatnio wicepremier Jarosław Gowin. Przysłał do nas piękny list, w którym gratuluje nam platynowego medalu i Grand Prix na Międzynarodowej Warszawskiej Wystawie Wynalazków.

Wystawiamy się od lat na targach międzynarodowych. Zaczynaliśmy od Brukseli, a teraz jesteśmy na czterech kontynentach. Wszędzie zdobywamy najbardziej prestiżowe nagrody. Zaczęło się od tego, że nieuczciwa konkurencja w latach 90. gnębiła mnie na różne sposoby. Zarzucano mi, że naruszam ich prawa patentowe, więc tłumaczyłem, że mam tyle swoich patentów, że nie muszę niczego naruszać. Później to udowodniłem przed sądem. Wygrałem wszystkie procesy, ale zanim wygrałem, to musiałem pokazywać, że moje nowatorskie rozwiązania są nagradzane na różnych kontynentach, przez różne państwa, różne organizacje międzynarodowe. Wszystko po to, żeby przedstawiać dowody w sądzie i przed prokuraturą. Czyli konkurencja, która chciała mnie zniszczyć, stała się katalizatorem wszystkich nagród.

Nasze osiągnięcia są wymienione na naszej stronie internetowej, tak w przybliżeniu mamy dwie nagrody Grand Prix, która to nagroda jest najwyższą na danych targach. Mamy trzy medale platynowe, czyli to też jedna z najwyższych nagród, posiadamy 38 złotych medali zdobytych na różnych międzynarodowych targach, w tym 16 z „wyróżnieniem jury” i wiele, wiele różnorakich prestiżowych nagród.

Czy macie siłę do stawania w szranki z innymi firmami na świecie?

Staramy się rywalizować pokojowo, nie stosujemy podstępów czy nieczystych chwytów. Uczciwość jest najważniejsza w biznesie i jak to się mówi: „wszystko nam sprzyja”; rozwiązania przychodzą same do głowy, mnie i rodzinie, potrafimy je łatwo wdrożyć, uzyskać odpowiednie certyfikaty. Najtrudniej jest uzyskać dopuszczenia do sprzedaży, zwłaszcza jeśli coś jest związane z żywnością, z lekami, z suplementami. Na niektóre czekamy 2-3 lata, a nawet dłużej.

Obok nowych specyfików są też stare, zapomniane. Wspomniał Pan na jednym z wykładów o stosowaniu dolomitu.

Dolomit jest skałą naturalną, węglanem wapniowo-magnezowym. To idealny nawóz dla rolnictwa, bo od razu mamy w glebie magnez i wapń. Dolomit jest solą węglanową, która rozpuszcza się tylko w środowisku kwaśnym. Służy do tego, żeby gleba nie była zbyt kwaśna, czyli możemy wysypać dolomitu na kilka lub kilkanaście lat na zapas i on będzie się powoli rozpuszczał w zależności od tego, ile będzie w glebie tzw. wolnych kwasów organicznych. To jest pewnego rodzaju bufor, który stabilizuje odpowiednie pH. Nasz organizm, zwłaszcza kości są zbudowane z wapnia i magnezu. Niestety ludzie nie mają tych pierwiastków w dostatecznej ilości. Gdybyśmy nawozili glebę dolomitem, mielibyśmy wapń i magnez w odpowiednich proporcjach. A tak ludzi bardzo często łapie skurcz łydki, uda. To widzimy, to czujemy, ale jak złapie nas skurcz mięśnia sercowego, czasami może to być ostatni skurcz.

A przeciętny konsument, co może zrobić sam, żeby zadbać o uzupełnienie pierwiastków, których brakuje w jego organizmie?

Najważniejsza jest odpowiednia dieta. Ale ona już dziś nie wystarcza bo, jak wspomniałem, glebę mamy wyjałowioną. Warto się suplementować. Przykładowo zachęcam do regularnego picia suplementów zawierających krzem organiczny z borem. Przyjrzałem się przez ostatni rok kilkuset analizom pierwiastkowym włosów. Ludziom totalnie brakuje krzemu i boru. Polecam też kupić w aptece zwykły dolomit i go ssać. Przetestowałem to na sobie. Działa.

Często podkreśla Pan, że kluczowe dla naszego zdrowia jest to, żeby się nie stresować. Dlaczego to aż tak ważne?

Amerykański uczony Leonard Coldwell twierdził, że „przyczyną chorób nowotworowych czy chorób przewlekłych jest stres. Stres decyduje w 84% o naszych chorobach, a reszta to odżywianie, powietrze, woda”. Ja bym powiedział, że może nie w 84%, ale na pewno w ponad 50%. Stres powoduje zwężenie naczyń krwionośnych, nie dopływa krew do odpowiednich organów, wydziela się adrenalina. To temat na oddzielny wywiad. Stres jest przyczyną wielu chorób przewlekłych, zwłaszcza chorób nowotworowych, więc nie stresujmy się, łykajmy dobrze przyswajalny magnez.

 (14 stycznia 2020 r.) 

Rozmawiał Rafał Górski

 

przedruk z internetu - Instytut Spraw Obywatleskich