Drukuj
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

petycja w sprawie rzezi dzików

( tekst zaczerpnięty z portalu www.nienawisc.pl

 

Polski rząd chce wymordować całą populację dzików. Wymazać cały gatunek z powierzchni ziemi – tej ziemi, polskiej. Wszystko to z głupoty i braku edukacji. Na przykładzie wróbli, łososi i wilków z Yellowstone pokażę, dlaczego eksterminacja całej populacji dzika jest bez sensu, a pan minister ma problemy z logicznym myśleniem.

Żeby wpaść na pomysł wymordowania całego gatunku wcale nie trzeba być czarnym charakterem z mrocznych filmów, czy kart powieści. Nie trzeba być też despotą, który wskazuje okrwawionym palcem, kto ma iść pod nóż. Wystarczy być nijakim, bezbarwnym urzędniczyną w przykurzonym garniturze, który panicznie boi się przyszłości. Boi się tego, że straci stołek, o który walczył tak zawzięcie i będzie musiał poszukać sobie zajęcia, za które nie płacą mu z podatków obywateli.

Minister rolnictwa Jan Ardanowski wydał właśnie rozkaz wymordowania praktycznie wszystkich dzików w Polsce. Rzeź ma zacząć się lada moment i do lutego ma zginąć 210 tysięcy tych zwierząt.

210 tysięcy, wyobrażacie to sobie?

Pan urzędnik Ardanowski niefrasobliwie twierdzi, że „nie ma rzetelnych danych co do populacji dzików, różne szacunki mówią, że w Polsce jest ich od 200 do ponad 500 tysięcy”. To oczywiście nieprawda. Nie znam szacunków mówiących o 500 tysięcy dzików, natomiast znam dane Głównego Urzędu Statystycznego, które mówią, że w 2017 roku ich populacja wynosiła 214 tysięcy. A od roku 2010 do 2016 roku było ich w okolicach 250-280 tysięcy.

Dziki mnożą się szybko, ale nie dość szybko, by nagle dobić do połowy miliona. Zwłaszcza, że tylko od kwietnia do listopada 2018 myśliwi – dla rozrywki – zastrzelili 168 tysięcy z nich. To z kolei dane Zarządu Głównego Polskiego Związku Łowieckiego. Jak to możliwe, że było 200 tysięcy, wybili 168, a znów chcą zabić 200 tysięcy? Dziki są szybkie, jak wspomniałem. Nie bawią się w randki i Tindera, ciąża trwa ok. czterech miesięcy, a na świat przychodzi kilkoro młodych na raz. Dodatkowo urzędnik chce mordować również lochy w ciąży i małe warchlaki.

Szacuje się, że w tej chwili w Polsce jest około 200 tysięcy dzików, co oznacza że przykurzony urzędnik Ardanowski chce wymordować cały gatunek.

Teraz trzeba zadać sobie pytanie: dlaczego urzędnik tego chce? To wynik nieudolności i braku kompetencji innego urzędnika, poprzedniego ministra rolnictwa Krzysztofa Jurgiela, który nie potrafił sobie poradzić z ASF – afrykańskim pomorem świń. To choroba, przez którą hodowcy – a więc wyborcy – tracą grube pieniądze.

Mamy rok wyborczy, więc urzędnik Ardanowski (być może na polecenie urzędnika Morawieckiego) policzył ile głosów rolników i hodowców może stracić, jeśli nie podejmie pozorowanych działań. I wyszło mu, że dużo. A ani dziki, ani ich „lewaccy” obrońcy na PiS nie zagłosują. Rolnicy mogą. Więc (zdania nie zaczyna się od więc) wyszło mu, że warto tę eksterminację zrobić.

Dlatego postanowił wypuścić do lasu plutony egzekucyjne i ostatecznie rozwiązać kwestię dzików, które oskarżane są niesłusznie o ASF. Dlaczego działania urzędnika Ardanowskiego są pozorowane i dlaczego wybicie całego gatunku nie zmieni nic w sytuacji bojących się ASF hodowców? O tym właśnie jest ten tekst.

Uważam, że do partyjnych biurokratów nie ma sensu apelować o moralność, etykę i uczucia wyższe. Tłumaczyć, że starcie z polskiej ziemi całego gatunku zwierząt jest czymś haniebnym i niewyobrażalnym.

Nawet, jeśli ktoś nie ma serca powinien umieć liczyć. Minister rolnictwa liczy tylko głosy nie rozumiejąc, że w finalnym rachunku jest dużo więcej danych. Być może z biurokratą gadać trzeba właśnie w ten sposób: przedstawić mu czyste dane.

Dane są takie, że – minister rolnictwa być może o tym nie wie – zwierzęta zjadają inne zwierzęta (szok!). Eksterminacja jednego gatunku natychmiast skutkuje tym, że masowo rośnie liczebność gatunku innego. To jest, panie ministrze, zagadnienie z dziedziny determinizmu przyczynowego, czyli tego, że akcja rodzi reakcję. To tak jak ze mną: wkurwia mnie pan, panie ministrze, więc siadam do klawiatury i staram się panu coś wytłumaczyć.

Przez podobny pomysł, jak ten z wymordowaniem wszystkich dzików, zginęły w latach 60. dziesiątki milionów ludzi.

W latach 1958-1962 w Chińskiej Republice Ludowej był urzędnik, który miał pomysły bardzo podobne do urzędnika Ardanowskiego. Nazywał się Mao Zedong i był – tak się składa – krwawym, komunistycznym dyktatorem. Pewnego dnia wpadł na pomysł, by w ramach walki ze zwierzętami „niehigienicznymi” wymordować w Chinach wszystkie wróble. Efekt był taki, że na rozkaz wodza miliony Chińczyków zaczęły zabijać te ptaki, aż wymordowali je prawie ostatecznie.

Starli z powierzchni ziemi (tej chińskiej) cały gatunek – tak, jak minister Ardanowski chce to zrobić na ziemi polskiej. I wydarzyło się to, co przewidziałby każdy, kto miał w podstawówce chociaż trzy lekcje biologii. Bez wróbli i im podobnych ptaków (które dostały karę śmierci za wygląd) na chińskie pola spadła plaga szarańczy, która nagle rozpleniła się ponad wszelkie rozmiary. Owady ogołociły pola, co w połączeniu z kryzysem gospodarczym doprowadziło do wielkiej klęski głodu. Zginęło wtedy, według różnych szacunków, od 10 do 40 milionów ludzi.

Tak kończą się takie pomysły, urzędniku Ardanowski.

Ale mam też przykład drugi – ze Stanów Zjednoczonych. W dalekim Wyoming, Montanie i Idaho w końcu XIX wieku też byli tacy Ardanowscy i też byli tam farmerzy, którzy w zamian za poparcie polityczne domagali się eksterminacji całego gatunku. Tam chodziło o wilki, które robiły szkody w stadach hodowców. XIX-wieczni urzędnicy mieli umysłowość podobną do Ardanowskiego i wydali rozkaz eksterminacji. Ostatnią watahę na tych terenach zabito w 1926 roku, a farmerzy i urzędnicy podali sobie dłonie. I wszyscy żyli dalej długo i szczęśliwie.

Tylko, że nie.

Jak już się domyślacie, wymordowanie całego gatunku ściągnęło na ludzi kataklizm. Tereny parku Yellowstone i okolic zaczęły degenerować się w zastraszającym tempie. Z brzegów rzek znikła roślinność, której korzenie utrzymywały glebę i koryta w całości. Woda porywała wciąż więcej i więcej jałowej ziemi, erozja postępowała z zatrważającą szybkością. Rzeki zaczęły meandrować i wdzierać się na tereny, na których dotąd farmerzy wypasali swoje cenne owce.

Po rozum do głowy Amerykanie poszli dopiero w 1995 roku. Wtedy wreszcie przyznano się do błędu. Do tego, że jeśli miałeś w podstawówce przynajmniej trzy lekcje biologii to domyślisz się, że po wybiciu wszystkich wilków ponad wszelkie wyobrażenie rozmnoży się populacja jeleni i łosi. I że jelenie wyżrą wszystkie rośliny – trawę i młode drzewka – nad brzegami rzek, co dość zdecydowanie zmieni ich bieg i spowoduje powodzie. Tak się składa panie ministrze Ardanowski, że gatunki zwierząt mają w przyrodzie swoje zadania i usunięcie takiego wilka prowadzi właśnie do kataklizmu. W 1995 roku – jak wspomniałem – przyznano się do błędu, schwytano w Kanadzie odpowiednią ilość wilków i wypuszczono je w Yellowstone. I sytuacja wraca powoli do normy (tę i inne historie z lasu możecie przeczytać w książkach Petera Wohllebena, które serdecznie polecam).

Trzecia ciekawostka (a jest ich przecież ilość nieskończona) jest taka, że w północnoamerykańskich lasach odkryto, że drzewa zaczęły rosnąć trzy razy wolniej niż kiedyś. I – panie urzędniku Ardanowski – przyczyna była taka sama jak wcześniej. Przetrzebienie gatunku. No, dwóch gatunków.

Po tym, jak ze strumieni zaczęły znikać łososie – obecne w nich wcześniej w ilościach ogromnych – drzewa przestały rosnąć. Tak po prostu, stop i już. Potem okazało się, że za zahamowanie rozwoju roślinności odpowiedzialne jest też skokowe zmniejszenie populacji niedźwiedzia grizzly i baribala. Naukowcy rzucili się badać ten fenomen i odkryli zadziwiającą prawidłowość.

Drzewa przestały rosnąć po tym, jak grizzly i baribale przestały zjadać łososie.

Serio, serio.

Dopóki niedźwiedzi i łososi było tyle, ile według natury potrzeba działało to tak: grizzly łapał łososia i zjadał go ze smakiem, a resztki rzucał na ziemię. Wtedy pojawiały się norki, lisy i ptaki drapieżne, które ucztowały na resztkach. Wlokły je w głąb lądu i resztki z resztek zostawiały pod pniami drzew. A wtedy rośliny wysysały z tych pozostałości azot, który jest naturalnym nawozem. Brzmi dziwnie, wiem. Ale udowodniły to dziesiątki badań. Jak choćby to przeprowadzone przez Scotta M. Gende i Thomasa P. Quinna, którzy udowodnili, że analizy cząsteczkowe wykazują, iż nawet siedemdziesiąt procent azotu w roślinności nadbrzeżnej pochodzi od łososi.

Wystarczyło, by człowiek pozbył się łososia. Wtedy zniknęły też niedźwiedzie, a drzewa zaczęły rosnąć trzy razy wolniej.

To wszystko jest połączone, panie urzędniku Ardanowski, ta cała natura. I my też jesteśmy jej częścią i my też mamy swój interes w tym, by takie niedźwiedzie, wilki, wróble, łososie i dziki nie zakończyły swojej egzystencji z powodu głupoty kilkorga ludzi. I lepiej by było dla nas wszystkich, gdyby pan uważał na tych lekcjach biologii w podstawówce. Ale niestety, nawyk niesłuchania mądrzejszych pozostał panu do dziś.

Również dziś ignoruje pan słowa 520 (na tę chwilę) naukowców z tytułami profesorskimi i doktorskimi, którzy mówią do pana to samo, co ja teraz mówię. Wyeliminowanie całego gatunku to nie tylko skurwysyństwo, ale i głupota. Profesorowie ujęli to w nieco bardziej cywilizowanych słowach, ale 520 z nich podpisało się pod apelem o zostawienie dzików w spokoju.

Argumentują m.in., że polowania na dziki nie tylko nie zatrzymają rozwoju afrykańskiego pomoru świń, ale w dodatku zwielokrotnią to zagrożenie.

Pamięta pan jeszcze te wróble i wilki? Wspaniale, to ja teraz panu wytłumaczę dlaczego nie może pan wymordować wszystkich dzików dla partyjnego interesu. Streszczę, żeby nie musiał się pan przebijać przez te profesorskie teksty, bo oni używają trudnych słów i nie piszą tak ładnie jak ja.

Po co potrzebne są dziki? Panie ministrze dziki – w przeciwieństwie do polityków – są bardzo pożyteczne.

Pan popatrzy, panie ministrze, to jest dzik i on sobie w Polsce żyje. Taki dzik jest sanitariuszem lasu, a to oznacza, że bydlę zżera każdą padlinę, jaką tylko znajdzie. Jeśli dzika zabraknie, to truchła – również zwierząt chorych – będą sobie gniły roznosząc nie tylko ASF, ale i inne choroby. To raz.

Dzik zżera też rozmaite owady i szkodniki, a gdy go zabraknie te insekty zaczną pasożytować na drzewach i znów będzie płacz, że w lasach gospodarczych nie da się pozyskać wystarczającej ilości drewna, ceny pójdą w górę i kolejne grupy społeczne zaczną protestować. To dwa.

Trzy: jeśli taki dzik ma wirusa, to strzelanie do niego i prowadzenie polowania przepłoszy z głębokiego lasu. On zacznie biec, panie ministrze, tak samo jak biegłby pan, gdyby ścigał pana wściekły tłum obywateli z bronią palną. I takie zwierzę dobiegnie do zabudowań ludzkich, bo lasy w Polsce wcale nie są rozległe. I zostawi tam ten cały ASF.

Po czwarte: ranne zwierzę krwawi, panie ministrze. A w krwi może mieć ASF i tak kapiąc tą czerwoną juchą tworzy nowe ogniska choroby. Bo tak się składa, że ten wirus to stworzenie odporne na niekorzystne warunki. W takiej rozlanej krwi żyje on 18 dni. W trupim mięsie od tysiąca do trzystu. W glebie: cztery-osiem miesięcy. I stamtąd może trafić do gospodarstw. O tym będzie za chwilę, pan się jeszcze trochę skupi.

Po piąte, ranne zwierzę w końcu umiera i rozkłada się tworząc kolejne zagrożenie. Patrz wyżej: kilkaset dni.

Po szóste, dziki zjadają też gryzonie. Gryzonie przenoszą ASF do gospodarstw. Bez dzików, gryzoni na wsiach będzie więcej. Z nimi jest też tak, że wszyscy co jakiś czas słyszymy o pladze kleszczy spowodowanej nadreprezentacją gryzoni. Ona występuje wtedy, gdy jest mniej dzików. Dzików jest mniej, kiedy dęby nie zrzucają żołędzi, bo te drzewa rozmnażają się raz na kilka lat. Co będzie, kiedy dzików w ogóle zabraknie?

Po siódme: znikną dziki, to wilki zaczną w większej liczbie atakować zwierzęta gospodarskie i znów podniesie się lament. I wybijecie wtedy, kurwa, wszystkie wilki.

– Zwiększona mobilność myśliwych w ramach masowych odstrzałów może prowadzić do transmisji wirusa na duże odległości – uważa 520 naukowców. Transmisja – panie ministrze – to takie profesorskie określenie na „rozprzestrzenianie i przenoszenie”.

Dalej mam dla pana równie złe wiadomości. Państwowy Instytut Weterynarii (to tacy lekarze od zwierząt, panie ministrze) dowodzi, że za epidemię ASF odpowiedzialny jest człowiek, nie dziki. Mimo, że to one – podobnie jak hodowlane świnie – na tę chorobę zapadają.

Nie ma żadnych dowodów na korelację liczby dzików z liczbą zachorowań na ASF. Wszystkie trzy pierwsze ogniska tej choroby w Polsce były spowodowane działaniami człowieka, a więc nieprzestrzeganiem podstawowych zasad higieny przez rolników. To taki termin „bioasekuracja”i jak mówi raport Państwowego Instytutu Weterynarii w Polsce jej się po prostu nie przestrzega.

Chodzi o to, by – w uproszczeniu – nie włazić w tych samych gumiakach do lasu, na pole i do chlewa. Żeby przed wejściem do budynków gospodarskich kłaść specjalne maty. Ale rolnicy się z tego śmieją i mówią, że to głupie. Że nie będą oddzielnych kaloszy kupować, by świnki nakarmić i głupia ta Unia, co każe prosiakom jakieś dywany kłaść. Ale dane są bezlitosne – to na tych kaloszach, na bieżnikach opon, na ubraniu i na brudnych łapach przywleczono z lasu do świń to ASF.

To samo mówi raport Najwyższej Izby Kontroli ze stycznia 2018 r., który mocno skrytykował działania ministra rolnictwa. Wynika z niego, że w latach 2015-2017 program bioasekuracji był „niewłaściwie przygotowany i nierzetelnie realizowany”. Aż 74 proc. gospodarstw, hodujących świnie nie posiadało niezbędnych zabezpieczeń przed wirusem.

Ale co tam, rozstrzelajmy 210 tysięcy dzików i wraz z ich krwią roznieśmy wirusa po całej Polsce. Prawda, ministrze Ardanowski? Bo mimo dotychczasowych odstrzałów dzików sytuacja się tylko pogorszyła, a w listopadzie 2017 wirus ASF przekroczył Wisłę i ruszył na zachód.

Pocieszenie jest takie, że coraz więcej ludzi rozumie ten problem. Petycję podpisali nie tylko profesorowie, ale i setki tysięcy nas, zwykłych Polaków. Być może rząd PiS cofnie się przed tą bezsensowną rzezią. Być może.

Eksterminacja całego gatunku to coś tak haniebnego, że bledną przy tym inne przewały tej partii. Tak uważam.

Zastanawiam się też, czy w końcu ludzie nie zaczną się od partii uczyć. Bardzo się tego obawiam. Bo co, jeśli pewnego dnia tłum wkurwionych Polaków zapragnie wybić – wzorem ministra Ardanowskiego – wszystkie świnie w Polsce?

Wiecie doskonale, jakie świnie mam na myśli.

( tekst zaczerpnięty z portalu www.nienawisc.pl

 

 

 

 

 

 

 

poniżej dwie petycje w sprawie rzezi dzików - podpisz obydwie 

1. do premiera

2. do ministra środowiska

 

 

 

 

Petycja w sprawie rzezi dzików - do premiera ( tu ją możesz podpisać

Szanowny Panie Premierze,

apeluję do Pana o uratowanie polskiej przyrody i natychmiastowe wstrzymanie masowych polowań na dziki. Za haniebny pomysł eksterminacji gatunku żądam także dymisji ministra środowiska Henryka Kowalczyka i ministra rolnictwa, Jana Ardanowskiego.

Podejmowane przez obu ministrów decyzje w zakresie walki z ASF przez masowy odstrzał dzików są skrajnie niemerytoryczne, sprzeczne z wiedzą naukową oraz z wynikami przeprowadzonych już odstrzałów. 

To pokazuje, że polowania na dziki motywowane są politycznie i nie mają nic wspólnego z rzeczywistą troską o losy rolnictwa w Polsce. Masakra dzików na polowaniach zbiorowych nie powstrzyma ASF, a wręcz może rozprzestrzenić wirusa dalej na zachód od Wisły. Problemem nie są bowiem dziki, ale człowiek – brak kontroli nad wdrażaniem programu bioasekuracji w Polsce oraz intensywne polowania zwiększające migrację zarażonych dzików i ryzyko roznoszenia wirusa przez myśliwych. W efekcie masowych polowań na dziki w latach 2015-2017 zabito już ponad 1 mln tych zwierząt. Wirus nie tylko nie został zatrzymany, ale przekroczył już linię Wisły.

Nie zgadzam się na haniebną rzeź dzików!

Z poważaniem,

 

 

 

Petycja w sprawie rzezi dzików - do ministra  ( tu ją możesz podpisać

"...My, wrażliwi na los wszystkich zwierząt i środowiska, stanowczo sprzeciwiamy się eksterminacji dzików w polskich lasach ..."

 

 

 

 

 

zobacz także : 

List otwarty środowiska naukowego w sprawie redukcji populacji dzików